Pojechałam odreagować i....zaczęło się:))
Około 20 krecich kopczyków na wejście!
Myślę sobie tak: człowiek siedzi w wielkim mieście przy ciepłym kaloryferze i dłubie sobie różne różności, a tam na, za przeproszeniem łonie, ktoś robi krecią robotę.
No może i ładna ta moja działka, no może fajnie położona, bo pod lasem i trochę pól wokoło, ale żeby zaraz z całą rodziną się przeprowadzać, pod nieobecność właścicieli? Czy to wyglądało na pustostan, się pytam!?
No może wyglądało, ale, żeby jeszcze znajomych spraszać? To już nornic było nie powiadamiać!
I żeby gdzieś w kątku, subtelnie te kopczyki robić, to nieeeee, po całości poszło! Osiedle wybudowali!
Mówię do najbliższego kopczyka:
- Halo, ja tu mieszkam, tu nie wolno, gdzie poszanowanie własności prywatnej?! Czy krety mnie słyszą?!?
A kopczyk ani drgnie, jeno w tym dziewiętnastym coś zachrobotało nieuprzejmie i ucichło. Ehhh, z kretem nie pogadasz....
M zagrabił co okazalsze domostwa i siedliśmy przy kawie deliberować nad humanitarną eksmisją partyzanckiego podziemia.
Na poprawę nastroju mamy przynajmniej pąki na magnolii, którą mróz łaskawie oszczędził (a tak się o nią martwiłam) i nietknięte tym samym mrozem krzewy róż:))
A krety? No cóż, wystawię im rachunek za podnajem :))) Chyba, że macie na nie jakiś patent:))?
To tylko mały fragment kreciej roboty :)) |
Święta się jednak odbędą:))) |
Do domu przywlokłam suche niby gałęzie do dekoracji, ale coś mnie podkusiło, żeby dać im szansę w wodzie i wyraźnie z niej skorzystały:)))
Przepraszam, że ten post taki przyrodniczy się zrobił, ale wciąż jestem w niedoczasie (kuriozum językowe!).
O tym co się jeszcze wydarzyło podczas mojego resetu i o miłych niespodziankach blogowych będzie następnym razem:)))
Dziękuję Wam za serdeczne komentarze, to są zawsze dla mnie najlepsze rzeczy, które mi się przytrafiają:))) , a za zaniedbania niektórych blogów przepraszam, ja tu jeszcze wszystkiego nie ogarnęłam:))
Fajna działka! U nas w tym roku kretów nie było, ale w zeszłym zrobiły nam niezły bałagan. Nie znam sposobu na pozbycie się ich. Same się wyniosły.
OdpowiedzUsuńŚwietne badyle przytachałaś do domu :))Jak widać odwdzięczyły się bardzo !
chyba będziesz musiała wystrzelać albo upić
OdpowiedzUsuńpiwem (chyba że mylę ze ślimakami, a jednak); po dobroci nie ma szans. Wywieś tablicę "Kretom wstęp wzbroniony" :) Pozdrawiam ciepło i rekreacyjnie :)
ojtam, ojtam, działkę Ci skopali, a Ty marudzisz jeszcze :P
OdpowiedzUsuńnie znam sposobu na krety, zapytam ojca, bo wiem, że on z nimi walczył
ściskam mocno
Kasia
ps- wczoraj z dzieciakami robiłam te jaja plastikowe, jako że nie dostałam nigdzie u siebie tego preparatu, a na net było już za późno, posiłkowałam się klejem wikolem- działa, prace piękne powstały :)
Snowku:) zazdraszczam Ci tego obcowania z przrodą... Jak ja bym chciała się tak zrelaksować:) Na kreta nic nie znam oprócz siatki hodowlanej, słyszałam też, że ponoć petardy mogą je wystraszyć:) na swoje usprawiedliwienie dodam, że kocham zwierzeta i nigdy ich petardą nie traktowałam:D
OdpowiedzUsuńBadylki pieknie wyglądaj! Oj masz Ty wiosnę w domu...
Buziaki
Snow, kreci temat przewijał się u nas przez 2 lata. Mąż mój próbował wszystkiego, puszki, doprowadzające do pasji brzęczyki, pułapki wkopywane w tunele itp.Krety zniszczyły nam trawnik, kopały jak wściekłe, po zeszłej zimie mieliśmy 40 kretowisk;) Przerabialiśmy też poranne czuwania zasypiając nad łopatą, bo sprawa kreta stała się dla mojego męża już sprawą honoru;)
OdpowiedzUsuńDopiero ostatniego lata krety "załatwił" nasz nowy domownik - niezwykle łowny, sprytny i zawzięty kot. Cztery udało się nawet kotce odebrać i wywieść na dalekie łąki, jednego niestety zamęczyła pod naszą nieobecność.. Jakbyś miała blisko, to kota Ci wypożyczę;)
Kochana tak uroczo o tych kretach pisalaś że śmialam sie do rozpuku, ja ze swoimi sublokatorami walcze regularnie już od 3 lat-dodam iż bezowocnie! był karbid, butelki wbijane na kije, tudziez inne odstraszacze zapachowo-dymne wtykane w ich kryjówki, tak zwane pułapki tez i owszem-zawsze były puste, pokusiłam sie nawet o metodę na śledzia (do ich norek wkładasz śledzia podlewając go śledziową wodą)podziałało o tyle, że po tygodniu zamiast kopców miałam studnie głebinowe wyryte przez mojego psa, on wygladał na zadowolonego po konsumpcji nadpsutej ryby, ja już mniej;-) podobno najskuteczniejsza metoda to położenie siatki hodowlanej na całości terenu(u mnie juz niemożliwe, bo teren calkowice zagospodarowany)albo zrobienie wzdłuż ogrodzenia podmurówki na głebokości około 80 cm, obie metody kosztowne. Jak znajdziesz własną metodę to daj cynk? pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńGenialna opowiastka:))) Popłakałam się :)))
UsuńKrety niestety zaanektowały i moją działkę, kopczyk na kopczyku, rabatki rozorane. Na pociechę znalazłam kilka kępek kwitnących krokusów :)
OdpowiedzUsuńNa kopcowych mieszkańców najlepszy jest pies, zwykły pies. U mnie na wsi po zimie zawsze kopiec na kopcu, też grabimy, depczemy, ale najlepszy odstraszacz, to mój pies:)Jak uruchomimy sezon i jesteśmy co tydzień przez trzy dni, to nic się nie dzieje, wynoszą się na dobre,same, bez drastycznych humanitarnych eksmisji, do następnej zimy:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
To ja, ja , tylko zmieniłam blogowy pseudonim:)))
OdpowiedzUsuńno i nowy adres mailowy widnieje pod tytułem bloga :)zdrówka
Aaaaaa, wiedziałam, że to Ty!:))) Kryska ślicznie, a i tak wiadomo, że jesteś zakochana w aniołach:)))
Usuńświetne zdjęcia, jednym słowem witaj wiosenko :)
OdpowiedzUsuńKrety już takie bezczelne są.....
OdpowiedzUsuńFajne zdjęcia i badylki w domu! Mam nadzieję, że naładowałaś się pozytywnie< buziaki!
Moi rodzice do dzisiaj wspominają rok, w którym na naszą działkę spadł drut linii elektrycznej (?) podczas burzy. Przez calutki rok na ogrodzie nie było ani jednego kreta :)
OdpowiedzUsuńTylko, że to nie jest zbyt pokojowe, ani bezpieczne rozwiązanie.
Ze środków dostępnych na rynku mój sąsiad próbował prawie wszystkiego, ze skutkiem nieco mało wymiernym do kosztów... Wszystko działało maksimum po rok, a i tak skutkowało przeniesieniem się zwierzaków na sąsiednie działki. Więc dużo cierpliwości życzę:)
doszło juz do tego, że nawet krety Cię uwielbiają, czekaj tylko aż zaczną się pojawiać wśród obserwatorów bloga:)
OdpowiedzUsuńHi,hi, jesteś nieznośna!!!:))) Buziaki.
Usuń:-D
UsuńSnow moja ciocia już dobre parę lat walczy z kretami i z nornicami ... próbowała już chyba wszystkiego i nic ... uparte są bestyje ... a gałązki w cudnym wazonie wyglądają rewelacyjnie ... to jedna z moich ulubionych dekoracji wiosennych ...
OdpowiedzUsuńPozdrowionka
Witaj, mam patent tzn. chyba mam, bo ja użyłam tych wkładanych "cudaków" do ziemi na baterie i one od czasu do czasu wydają dźwięk który ma odstraszać krety, teraz już ich nie mam a kretów też nie. Ale jeśli to nie sprawka "cudaków" to na pewno dbają o moją trawkę moje dwa kocury:):) Pozdrawiam i zapraszam do siebie http://rozmaitosciuatiny.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńNawet o pasożytach na działce potrafisz pięknie i zabawnie pisać:)))Pozdrawiam:))
OdpowiedzUsuńWitaj :) Spójrz na to z innej strony. Niektórzy za ciężkie pieniądze kupują weltykulatory- nie wiem czy dobrze zapamiętałam- takie do nacinania darni, żeby napowietrzyć glebę, a Ty za darmochę masz napowietrzoną! Dogłębnie :) Ja mam taki bzyczek na baterie słoneczną- podobno ;D nie lubią...można też wbić patyki i puszki nadziać, wiatr będzie ruszać i przepędzi...tylko to średnio, delikatnie mówiąc estetyczne jest :) chyba ,że puszki ładnie POBIELIĆ :) Mąż mówi, że olej napędowy (ropę) można wlać- zapachu nie lubią- ale to jakoś mało humanitarne moim zdaniem...Są też specjalne pułapki, ale jak Ty masz całe osiedle, to możesz zbankrucić tym sposobem...No to się rozpisałam :) Ściskam!!
OdpowiedzUsuńNo to jednak zadziało się :) Ja swoim kretom daję święty spokój - w końcu to one są bardziej u siebie, jak i reszta faunowego towarzystwa, ja tam tylko wpadam na gościnne występy :) A ziemię z kopczyków zbieram i rozrzucam na rabatki, bo krety wykopują tę najżyźniejszą, poza tym lubię je za wyjadanie pędraków i innego niepotrzebnego tałatajstwa. Ahoj, Działkowiczko! :)
OdpowiedzUsuńTrafiłaś w sedno:)) Ja je też lubię:))
UsuńWidzę, że sezon sikorkowy rozpoczęty :) Krety rzeczywiście są milutkie w dotyku i takie bezbronne na powierzchni i ślepe biedactwa. Podobno jak buszują na naszej ziemi to znaczy, że ziemia żyzna. Może to coś ma wspólnego z prawdą bo u mnie niby kopią, ale tak ostrożnie. Tydzień temu nie było żadnego, pewnie dlatego, że ziemia jeszcze była zamrożona. W sezonie problem kreciej roboty rozwiązałam kupując za chyba 70 zł brzęczyk na baterię słoneczną. Jest wkurzający, bo co chwilę robi piiiip, ale można się przyzwyczaić i jest skuteczny, kretów niet. Nie ubiłabym kretów za to, co robią, bo to ich natura.Słyszałam też o metodzie na gotowane jajo. Gotuje się jajo na twardo i wtyka w kopiec jak najgłębiej. Z jaja robi się po czasie jajo super śmierdzące i krety idą w czortu. To sposób mojej siostry. Twierdzi, że skuteczny i humanitarny. Pozdrawiam i czekam na resztę relacji:)
OdpowiedzUsuńNie znam żadnych sposobów na krety i ślimaki ...a właściwie to jeden nie grzebać się w ziemi i tego się trzymam .Ale Tobie go nie polecam absolutnie nie bo jakby wszyscy mieli takie podejście do matki ziemi jak ja to nie byłoby tych pięknych odgrodów które tak lubie podziwiać u znajomych i nieznajomych.Tak więc trzymam za ciebie kciuki walcz mężnie ...bież kreta na "klatę".DO BOJU!!! Pozdrawiam bardzo słonecznie i wiosennie Ewa:))))
OdpowiedzUsuńwiosna, wiosna ach to Ty:)
OdpowiedzUsuńOj i ja poczytałam te rady na krety, chociaż ich nie mam, może ze względu na koty, obecnie dwa, które nie tylko pomieszkują, ale czasem zdaje mi się, że rządzą w naszym domu. Ale chciałam o czym innym napisać: o tym mianowicie, że fantastycznie się Ciebie czyta. Czasem jak Chmielewską! Na wspomnienie "szerokiej rzeki jajecznej" nie mogę powstrzymać się od śmiechu.
OdpowiedzUsuńGratuluję Ci także tego talentu i pozdrawiam serdecznie
U MNIE RZĄDZA KOTY...A WTEDY NIE MA JUZ MIEJSCA NA KRETY......JAKAŚ KORZYŚC Z CVAŁEJ TEN MASY OGONKÓW....JA MAM MAGNOLIE ZA OKNEM...I WCIĄŻ NA NIA SPOZIRAM...FAJNA MASZ DZIAŁECZKE:))
OdpowiedzUsuńz pewnością coś wymyślisz na krety i szybko pożegnasz je z żalem bez rozpaczy :):)
OdpowiedzUsuńZawsze chętnie i z usmiechem czytam Twoje posty,więc pisz ,pisz ,pisz
No ja ci kochana na temat kretów nic nie poradzę . Ja ze swoim M tez nad wszelkimi kretami , mróweczkami itp.itd. się litujemy i nie wiemy jak grzecznie takich niechcianych gości wyprosić . Buziaczki :)
OdpowiedzUsuńW temacie kretów jestem laikiem.Ale już Kochana widzę tą kolejkę krecią, z odliczoną kwotą za wynajem kopczyków.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Załamać się można,jak człowiek się stara,a tu ktoś kłody pod nogi(raczej kopce...)Działkę masz piękną!Zgadzam się z poprzedniczkami,że ciekawie i dowcipnie piszesz!Pozdrawiam wiosennie:)
OdpowiedzUsuńPodpisuję się pod Cat-arzyną; dobrze, że nie mam ogrodu!
OdpowiedzUsuńNinka.
Moj tata potrafil wczesnie wstac, siadal na krzeselku i czekal az kret sie zjawi bo zazwyczaj kopczyk powstawal w tym samym miejscu. Innej metody nie bylo bo zadne srodki na nie nie dzialaly niestety.
OdpowiedzUsuńSciskam i zapraszam
Nie ma to jak resetowanie się wśród krecich kopczyków:) U mnie to syzyfowa praca - jeden zakopię to pojawia się następny ale moje kociaki dzielnie pomagają zmniejszać ilość kopców:) Pozdrawiam Marta
OdpowiedzUsuń