niedziela, 29 lipca 2012

Stuknięty post :)))

Witam Wszystkich Zewsząd :))



Stuknęło mi! A właściwie gruchnęło tak głośno, że korek z szampana wyskoczył ledwie szeptem :)))

Pora na zdradzanie tajemnicy.

- Sugar jesteś tam? - rozejrzałam się za kocią sierotką.
- Jestem, ale bardzo zajęty - doszło mnie niechętne mrukięcie z końca pokoju.
- No chodź tu, jesteś mi potrzebny, trzeba wybierać - nalegałam , szukając wzrokiem źródła pomruku.


- Sama sobie wybieraj - z urodzinowego bukietu wychyliły się najpierw uszy, a potem okrągłe oczy, spoglądające na mnie z wyrzutem, że nie pojmuję prostego komunikatu.
- Jak to sama? -chyba rzeczywiście miałam kłopoty z pojmowaniem - przecież obiecałeś, a kwaśny cukierasek musi znaleźć właściciela!

 
- Musi, musi - przedrzeźniał mnie Łaciasty i schował nos w liście.
-Sugar!- wrzasnęłam, bo zaczęłam tracić cierpliwość - zostaw te kwiaty i pomóż mi , bo ludzie chcą wiedzieć do kogo trafi serwetnik!


- Serwetnik? - wydawało mi się, ze dostrzegłam błysk zainteresowania w jednym oku - Jaki serwetnik? To metalowe? Chyba myślisz o tych obrzydliwych żółtych kulach, których nie da się turlać, a do tego są kwaśne i do niczego się nie nadają!


- Tak, tak - przytaknęłam skwapliwie - o te kule też mi chodzi, no nie daj się prosić - przeszłam w ton prawie błagalny.
 Bukiet milczał zawzięcie, a jedyne co dało się słyszeć, to posapywania i westchnienia , które skojarzyłam jednoznacznie, jako przejaw adoracji i niekłamanego zachwytu.



- Sugar! Ostatni raz proszę! - i tu tupnęłam nogą na znak, że niewiasta ze mnie stanowcza jest, a koci upór to nie problem i że tak powiem " nie stanowi".
Otóż okazało się, że jednak stanowi. Kocio wyszedł na środek pokoju, wzniósł wąsy do nieba i "zapodał":



- Za grosz romantyzmu w sobie nie masz - powiedział - nie widzisz, że się napawam kwiecia urodą i zapachem?  -  dodał, jakbym ślepa była.  -  A poza tym nie będę wciskał ludziom jakiegoś kwaśnego kitu! - pomyślałam, że tu już przesadził. - Tylko kolanami świecisz  - Matko ! Reklam się naoglądał, załamałam ręce.
- Mnie w to nie mieszaj - zakończył - starzejesz się, czy co?!
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!! - Mój krzyk był niemy, bo na takie dictum zatkało mnie na amen i odetkać nie chciało długo.

I co tu takiemu kotu tłumaczyć, że owszem stuknęło, że tak, bukiet jest mój, urodzinowy biały i bardzo ważny i że jak się ma urodziny to zazwyczaj przybywa, a nie odwrotnie i że tak na dobrą sprawę to leciwość własną polubić nawet zdążyłam, ale żeby mi życzeń nie złożyć?!?! O ty kocie jeden!!!

Cóż było robić ? Wyboru dokonałam samodzielnie i oto ogłaszam, że niedoceniony przez mojego kota prezent plus tajemnica ( oj chyba nie do końca, hi, hi ), stukania,  wędruje do....
POLINNE z bloga "Mój świat podobny do innych" :)))))))))))))))
Gratuluję i o maila proszę, a kotem nie należy się przejmować:)))

Kochani

Ponad 100 osób miało inne zdanie niż mój kot romantyk i bardzo mi z tego powodu miło jest. Nowe ciekawe miejsca, nowe znajomości, nowe wrażenia, To wspaniałe uczucie. Stopniowo i systematycznie wszędzie zajrzę i wszędzie ślad zostawię :)) Dziękuję Wszystkim Zewsząd!

A na koniec jeszcze chcę bardzo podziękować za wyróżnienia, które dostałam od przemiłych dziewczyn: Jabloniee i Ulencji. Ucieszyłyście mnie bardzo, Kochane. Dziękuję stokrotnie:))))



środa, 18 lipca 2012

Turku(s)ć Podjadek :))

Witam Wszystkich Zewsząd.


Sugestia , żeby zmienić nazwę bloga, zaczęła mieć rację bytu, po mojej niewinnej wizycie w "Lnianym Zaułku".
Post, który stał się sprawcą moich, z bielą nic wspólnego nie mających, zapędów był cały w kolorze turkusu.
Tak mnie ten turkus "podjadł", że, to co zmalowałam, przeraziło przede wszystkim mnie samą, a zaraz potem, bogu ducha winne, kuchenne przedmioty, które cicho i bezpiecznie drzemały otulone swą przytulną bielą.
Zafundowałam im szok kolorystyczny, nie pomna na podszepty duszy, że białe jest jedynie słuszne i do tego moje ulubione....
W szoku był także M., który wyjmując pieczywo z, wczoraj białego jeszcze, chlebaka, zastanawiał się, czy jego razowe kromeczki nie okażą się być turkusem podszyte:)))
 No dobra, zaszalałam, ale kto powiedział, że tak zostanie? Może mam właśnie w domu obchody turkusowego tygodnia. Poświętuję do weekendu, a potem....
I nie trzeba będzie zmieniać nazwy bloga, he, he.





Te przedmioty już znacie.  Odarłam je brutalnie z bezpiecznej bieli, ale obiecałam, że jak im będzie bardzo, ale to bardzo źle, to im ją oddam. Taka jestem wielkoduszna !:)))

A na koniec nowość. Półeczka stała od dość dawna i czekała na mój dobry nastrój. Z nią było łatwiej, bo nie znając bieli, nie cierpiała z powodu nagłego sturkuszenia, a nawet wydawała się być kontentną ze zmiany szaty:)))




Kanka na mleko to moja najnowsza zdobycz:)))




Ja już chyba słynę z robienia beznadziejnych fotek, ale mam nadzieję, że mimo wszystko, turkusem Wam błysnęło:)))
Jakbyście mieli jakiś preparat na Turkusy Podjadki, to ja poproszę:))
Buziaki.
P.S. Kwaśny cukierasek jeszcze będzie kwasił 10 dni.  Zapraszam smakoszy :)))

piątek, 13 lipca 2012

Kwiatki, kapryśna miotła i .... pozamiatane :)))

Witam Wszystkich Zewsząd.
 Na przeprosiny, że tak nieczęsto piszę, a na dodatek zaniedbuję systematyczne wędrówki po Waszych blogach, mam dla Was kwiatki, które, może choć trochę tą moją opieszałość wynagrodzą:)))


Blog Agi (Kapryśne inspiracje) bardzo lubię i często odwiedzam, a w Galerii Kaprys niekiedy zakupy czynię.
Ale to, co się tam ostatnio wyprawiało, jest warte słów paru, a nawet parunastu:)))

Aga znalazła blog, na którym aż roi się od staroświecczyzny i fantastycznych pomysłów inspirowanych dawnymi laty.
Można po nim buszować godzinami i zawsze coś zachwyca i budzi pragnienia. Aga zapragnęła miotły!!!! Takiej, jak w tym poście TUTAJ
 Potrzeba natychmiastowego posiadania miotły i do tego ubranej, to rzecz w świecie blogowym tak naturalna, że na apel Agi odpowiedzi posypały się natychmiast, w tym moja, bo nie wiedzieć czemu, ni stąd ni zowąd także nieodpartej  potrzebie posiadania miotły uległam :))
Rozejrzawszy  się w myślach po okolicznych sklepach, stwierdziłam z rozczarowaniem niejakim, że żaden ze znanych mi, co jest niedopatrzeniem wielkim, sprzedaży wymarzonych mioteł nie prowadzi. Fatalnie!
I tu pomoc dziewczyn komentujących post Agi okazała się bezcenna. Allegro! I już na drugi dzień z samego Krakowa przyleciała do mnie oryginalna miotła Sorgho (rodzima produkcja, jak zauważyła Bagraga, prosem stoi).
A dalej to już wiecie, przymiarki, maile, wysyłki...no i mamy pozamiatane:)))))



Mam nadzieję, ze Aga będzie zadowolona, bo odgapiłam fason miotlanej sukienki dość dokładnie, choć krawcowa ze mnie żadna :))) W razie reklamacji nie dostanę obiecanej w Galerii kawy, hi,hi.


I tak dwie sukienki poleciały do Agi, a moja miotła goła została i bez szans na takie samo odzienie, bo materiał wyszdł był i zostały jakieś marne skrawki. Musiałam pokombinować, żeby tę nieszczęsną goliznę jakoś przykryć i przypomniało mi się, że mam kawałek podobnego płócienka z gotowym nadrukiem, kupiony niedawno u dziewczyn w "Malowanym Kufrze". Dawaj sztukować! Jeszcze jakaś koronka z odzysku z braku stosownej wstążki i...... no proszę, ubrana!

A jaka damulka!




 - To teraz będziesz szyła ubranka dla mioteł? - zapytał, coś nazbyt uprzejmie, mój osobisty kot.
  Nie dla mioteł, tylko dla jednej, nie czepiaj się - broniłam dość słabo swego dzieła.
-  Ja się nie czepiam - burknął Sugar - tylko chciałem powiedzieć, że tam w szafce pod zlewem leżą całkiem gołe zmiotka i szufelka, więc jakbyś chciała... - nie dokończył, zgrabnie uchylając się przed zdążającą w jego kierunku poduszką.
  - Zobaczysz, ze Cię wydziedziczę! - zawołałam do znikającego za drzwiami ogona i pogłaskawszy czule moją miotłę, zapewniłam ją, że kocia zazdrość nie ma granic i że w ramach rekompensaty za straty moralne będzie miała pobielony kij :))) 

Pozdrawiam Was Wszystkich bardzo serdecznie, ze szczególnym uwzględnieniem Agi-Kaprys, której kapryśne inspiracje bardzo polecam.
To co?  Buziaki, ja odlatuję:)))))

P.S. Wygrałam niedawno candy u Gab-arte i zapomniałabym się pochwalić. Dostałam śliczny wisior. Dziękuję bardzo:))). Prezent wygląda tak:


Miłego weekendu i wszystkich dni po nim też :)))                     

czwartek, 5 lipca 2012

Sugarowy worek :))

Witam Wszystkich Zewsząd.

Posiadanie "kuwetowego" kota, zmusza właściciela do zapełniania  rzeczonej kuwety czymś sypkim, w czym pogrzebać można swobodnie, grzebiąc przy okazji..... dobra, wszyscy wiedzą, że koty w kuwetach jedzonka nie przechowują...
Żeby więc po to sypkie nie latać co tydzień, zaopatrzyłam się w zapas pokaźny , bo 15 kg brutto liczący.
 Zasapany i nie wiedzieć czemu, zły jak osa kurier wrzucił mi worek pode drzwi i nie czekawszy napiwku (a miałam w zanadrzu), jeno podpis w locie wyegzekwowawszy, zbiegł szybko po schodach, szczęśliwy, że trzech worów nie zamówiłam..ehh. No co? Taka praca niewdzięczna, a nie moja wina, że w kamienicach trzypiętrowych wind nie przewidziano.
Kurier uciekł był, a wór został! No i gdzie ja mam go schować? Zafrasowana wielce, zaciągnęłam nabytek do kuchni i w pierwszym odruchu postanowilam do słoików porozsypywać, bo te łatwiej  w szafkach poupychać.
I tu miałam wizję!
 Oto kolega małżonek, zaspany i mało o świcie kontaktujący, przygotowuje sobie poranną kawę, żwirkiem marki Benek Cristal słodząc ją obficie.... aaaaaaaa..... niedobrze, oj niedobrze, słoiki odpadają!
No to może w przedpokoju gdzieś? Nie da rady, bo przeszkadza, uhh. W szafie z ubraniami? Bez sensu! W łazience? Nieee, bo zwilgotnieje. No to, kurczę, gdzieeeee????  Przecież nie postawię go w tej kuchni !!! O matko! Co z nim zrobić?
Zaraz , zaraz...... a właśnie że tak! Właśnie, że postawię! Właśnie, że w kuchni!

No i stoi do dziś :))))




I nawet znośnie wygląda, chociaż teraz już w połowie opróżniony:)) Wpasował się na skrzynię obok biedronkowych doniczek z ikeowskim wypełnieniem :)))  Może być! No i kawa uratowana :))))

Sugar udawał, że to właściwie nie jego sprawa, zwłaszcza, ze intymno - wstydliwa i szybko stracił zainteresowanie nowym nabytkiem. Ale taki to już kot:))

-Sugar, złaź z mojego fotela ! - Zwracam się doń, jak do rozumnej istoty, z nadzieją na stosowną reakcję. Ale reakcji brak.


-No złaź, powiadam, bo teraz moja kolej siedzenia, cały dzień na nim zalegasz! - Próbuję dochodzić swoich praw, ale bez skutku.
Po kwadransie ponawianych próśb, kocię otworzyło, a raczej uchyliło oczęta.
- Nie widzisz, ze śpię? A poza tym strasznie mi gorąco, idź sobie na kanapę. - Po czym, okupant mojego siedziska  odwrócił się na drugi bok.


- Mnie też jest gorąco, przecież upały są, złaź! - Nie ustępowałam.
- Ale mnie bardziej grzeje - upierał się Łaciasty
- To może zdejmij futro, albo się chociaż rozepnij ? - Zaproponowałam złośliwie, poirytowana kocim uporem. - -albo wiesz co, chodź, mogę cię ogolić - dodałam z głupia frant, zła, że nici z wygodnego siedzenia.

- Ogolić? Do skóry? - zainteresował się rozbudzony Sugar i zwalniając fotel wskoczył na kuchenny stół i przyjrzał uważniej swojej kosmatej powłoce, a następnie znieruchomiał, rozważając coś głęboko.



Przez chwilę myślałam, że się zgodzi, pytając jedynie narcystycznie, czy na ogolonej skórze zostaną mu rude łatki, (co mogło być wielce prawdopodobne), ale chyba jednak odrzucił moje balwierskie pomysły. A jednak tematu nie zamknął, bo pod wieczór usłyszałam:



- Idzie burza, dziś nie będę się golił. - I majestatycznym krokiem udał się w kierunku fotela, nim zdążyłam zareagować.
-A a a, kotki dwa...- mruknęłam w końcu ugodowo i pomachałam mu na dobranoc, ale już tego nie widział.....


I tak zostałam z nieogolonym kotem i przyznaną mi na własność kanapą, z miękkości której postanowiłam natychmiast skorzystać :)))
Dobrej nocki:)))

wtorek, 3 lipca 2012

Podumanka o poprawianiu.

Witam Wszystkich Zewsząd.



Tak mi się spodobała gotycka czcionka na szyldzikach Qrki ( tu kłaniam się nisko), że odgapiwszy ją pilnie, machnęłam sobie tabliczkę na drzwi, żeby nikt nie miał wątpliwości, co się za tymi drzwiami wyprawia :)))

A wyprawia się chaotycznie i bez planu, a jedyne, co pracuje pełną parą i non stop,, to wentylator.....uff, coś ciepło jakoś się porobiło :))

Ale ja nie o tym :))

Wraz ze zmianą planów życiowych mojej córki, trafiło do mnie sporo przedmiotów, którymi swojego czasu radośnie dziecię obdarowałam.... Rozpakowałam te cuda i zamarłam...
O matko! A co to w ogóle jest?!?! Jakieś szkatułki i puzderka, które w amoku pierwszej fascynacji decoupażem potworzyłam, pękajac przy tym z dumy, chusteczniki, świeczniki, zawieszki......litości!
 W tym miejscu rozczuliłam się nad dobrym wychowaniem swojej latorośli, która przyjmując te podarki, ani razu nie zrobiła zeza, ani razu nie popukała się w czoło za moimi plecami, nie westchnęła głęboko, że.... znowu, jeno  nie szczędząc "ochów" i "achów" przyjmowała z pokorą te dary nawiedzonej matki. No , powiadam Wam, trud dobrego wychowania nagrodzony został :)))

No i co ja mam z tym zrobić?  Ano zadumałam się głęboko nad zmiennością paru rzeczy (w tym mojego zmysłu estetycznego)  i odłożywszy "kultowe" przedmioty na tak zwaną wieczną pamiątkę, złapałam te, które na to miano żadną miarą nie zasługiwały i wzięłam się za .... poprawianie.

Na biało! Na biało! Krzyczała moja dusza i kolejne pojechane malowidełka znikały pod pobielającym pędzlem.
Dokonawszy dzieła, usiadłam upocona, ale szczęśliwa, że dowody mojej dawnej słabości artystycznej nie będą przemawiać przeciwko mnie, gdyby ktoś, z nieznanych mi bliżej powodów, chciał ich jednak użyć:))








Jakiś morał? - Pytacie-. O tak, kilka by się znalazło :))
Panta rhei - to ten pierwszy.
Kobieta zmienną jest - macie drugi.
Podstawą życia człowieka jest jego ciągły rozwój - nadęta maksyma jako trzeci.
A ja tam sobie myślę, że: - "To wszystko z nudów, Wysoki Sądzie, to wszystko z nudów.." . Bo jaką mam gwarancję, że za jakiś czas, znudzona pobielaniem wszystkiego, co jeszcze białe nie jest, nie wezmę się za kolejne poprawianie rzeczy dokładnie uprzednio poprawionych......ehhh

Na koniec mam wniosek generalny. Nie powinnam dumać w takie upały, bo do białości to mi się głównie mózg rozgrzewa :)))

Dziś więcej zdjęć nie będzie z wyjątkiem jednego, zapowiedzi kolejnego bielenia, przeprowadzanego w niedalekiej przyszłości na manekinie, co to go onegdaj nabyłam drogą kupna i który, nie wiedzieć czemu, drży potajemnie, kiedy podchodzę zbyt blisko :))))))))))



Pozdrawianie Was ciepło poczytuję sobie za nietakt, więc dziś pozdrawiam bez epitetów ( kurczę, ten wentylator coś mało skuteczny:))
Buziaki :)))))))))))