czwartek, 31 maja 2012

Mielę pastele :)))

Witam Wszystkich Zewsząd.


Miało nie być pasteli, miałam przeczekać pastelowy boom, miałam udawać, że nie jestem zainteresowana, owszem, na innych blogach tak, oczywiście, aż miło popatrzeć, ale ja nieee, ja wcaaale.... taaa.
No i tak miało być, dopóki z mieszkania córki nie przywędrował do mnie wazon..... który, no co tu dużo mówić, pastelowy  był caluteńki...ehh. A potem to już tylko mieszanie farb było i ... no sami wiecie :)))


Kolejna komódka poszła pod pędzel jako pierwsza, potem doniczka.....


.... a na końcu stary młynek do kawy





              - Ooo! Co to jest to dziwne z korbką? - zaciekawił się Sugar


 -Młynek do mielenia.....
-Mięska? - ucieszył się kocio i godzinę tkwił przed szufladką...:)))

I tak to mam pastele w kuchni, a w pracowni miesza się pudrowy róż, a na maluneczki czeka grzecznie w kolejce kilka przedmiotów:)). Czekają, bo ja znowu na ten laser oczny muszę..... 

Pozdrawiam Was serdecznie i przepraszam, ze tak mało piszę i komentuję. Obiecuję, że wrócę, jak przejrzę na oczy :))))

czwartek, 24 maja 2012

Igiełki i skrzynia na gorsety :))

Witam Wszystkich Zewsząd


Zjazdy, rozjazdy, przyjazdy, odjazdy, wyjazdy.... oto, z czym mam ostatnio do czynienia,... ehhh. Znaczy się wszystko jakieś mocno pojechane :)))
Laptop  przykurzony, no bo coś tam jednak przecierałam i bieliłam, czeka cierpliwie, aż umyję ręce i się nim zajmę....a gdzie tam! Ręce umyte, ale za torbę chwytają i naprzód! No i tak dni mijają, a ja nie wiem, kiedy zdążę pogapić się na Wasze prace, nie mówiąc o komentarzach.... Dobra, znajdę taki dzień i ponadrabiam, ale póki co, torba i las czekają....

Dziś o igiełkach dwa słowa, bo właśnie pokazały się na moich świerkach i modrzewiu takie młodziutkie i zielone. Uwielbiam ich zapach i miękkość w dotyku, a poza tym mówią mi o radości życia :))) Każdej wiosny nie mogę się powstrzymać, żeby ich nie pogłaskać :)))







 Z któregoś wyjazdu przywiozłam starą skrzynię, bo ją chciałam mieć koniecznie w kuchni. Kiedyś służyła do przechowywania drewna na opał, teraz...no, jeszcze nie wiem, ale mój napis głosi, że na gorsety powinna być i to amerykańskie... hmm, no tu chyba nie sprostam :))). Stoi pusta i jeszcze nie wykończona, ale musi poczekać w kolejce... (laptop był pierwszy :)) ) Pokazuję stan na dziś, jeszcze z nieprzetartymi śladami po transferze.



Sugar usiadł, nim wyschła, zero szacunku dla pracy człowieka :)))



I to wszystko, co zdołałam zrobić z podróżną torbą w jednej ręce i pędzlem w drugiej :)))

Pozdrawiam Was bardzo ciepło :)))

czwartek, 17 maja 2012

Trzy podróże i bałagan.

Witam Wszystkich Zewsząd


Od czego tu zacząć?

O podróżach wokół mnie cztery zdania i ani słowa więcej....

Pierwsza, ta najdalsza i bezpowrotna,  (znacie ją dobrze), odbyła się...... pożegnałam.
Druga, nie ostateczna, ale daleka i rodząca tęsknotę, odbędzie się...... pożegnam się.
Trzecia, krótka, ale dotkliwie odczuwana, odbywa się.....pożegnałam, ale przywitam niebawem.

Krewny, córka, przyjaciel.....wszyscy w podróżach, a ja zostaję z chusteczką w dłoni w pożegnalnym geście......

Ciiiiiiiiiii, wystarczy.

Teraz o bałaganie będzie.

Pomijam zabałaganiony umysł, bo to jakby zjawisko ostatnio u mnie permanentne i zabałaganiony stół, na którym jest tyle różnych rzeczy, że nawet Sugar przestał nań wskakiwać w obawie o własne bezpieczeństwo. Ale nieuporządkowane sprawy blogowe wymagają natychmiastowej interwencji :)))

Zacznę od podziękowań za ciepłe przyjęcie mojego pierwszego tutka. Chyba się udało, a jakby co, to mówcie, zrobię następne  :))) Przy tej okazji pojawili się nowi obserwatorzy, których obecność bardzo mnie cieszy. Witam serdecznie:))
Porządek robię też w podziękowaniach za wyróżnienia, które jak kojący balsam spłynęły na mnie z różnych stron. Pochwały przyszły od : Kryski, Baloski, Józefiny, Irmelin, a także z Agusiowego pola i od Karoli z Du-perełek. O matko, chyba nikogo nie pominęłam?! Bardzo Wam, Kochane, dziękuję:))))

Teraz o tym, jak się wymiankowo wkręciłam, nieświadoma kompletnie, czym to grozi:)) Pierwsza, debiutancka, z Ewunią z W- ewkowie dotyczy konkretów (Ewie podobał się mój hardcorowy kogut na świątecznym jaju, więc powędruje na Jej grzadkę:)) ) i tu wiem, na czym stoję, a i tak trema mnie poddusza, a ręce przy pakowaniu przesyłki, niebezpiecznie drżą :))
Ale to, co mnie czeka przy wymiance organizowanej przez Reni, to dopiero jazda! Wylosowana para to profesjonalna artystka i mam poważny problem, co tu zrobić, żeby się nie wygłupić:)) Przecież to tylko zabawa, powtarzam sobie, co godzinę, ale to  mało pomaga. W tym miejscu umieszczenie porzekadła z tą całą "kobyłką u płota" ma pełne uzasadnienie :)))

I na koniec zostawiłam sobie to, co najprzyjemniejsze, czyli przesyłkę od Maciejki z wylosowaną wędrującą książką.
Miała być tylko ta książka, dedukowałam, jak się okazało, bez sensu, bo z paczuszki wysypały się ...... no sami zobaczcie....




No właśnie:)))
Dziękuję Maciejko, z radością przygarniam te śliczności od Ciebie, a książkę przeczytawszy, poddam losowaniu i odeślę w świat :)))

No, tu się uporałam, ale jeszcze jeden bałagan pozostał, bo w moim lesie wszystko wymknęło się spod kontroli. Trawa zwariowała, kwitną i rosną w cały świat, bez pozwolenia pani dziedziczki:)),  jakieś drzewa i krzaki, a mszyce to już całą okupację zaczęły! Więc to tak?!?!
Idę na wojnę!!! (cokolwiek to znaczy :)) ) O moim, jak mniemam, druzgocącym zwycięstwie, powiadomię niezwłocznie :)))

                           Lawenda nabyta drogą kupna, też kwitnie bez kontroli:)))
Pozdrawiam Was więc lawendowo i bardzo bardzo serdecznie, a za ciepło i sympatię w komentarzach z wdzięcznością dziękuję :))))

Z ostatniej chwili : Spotkał mnie zaszczyt wielki, bo właśnie dostałam wyróżnienie Od Marty z Deco-pasji ! Tak mi miło Marto, dziękuję :)))

sobota, 12 maja 2012

Napisy shabby chic, czyli tutek na żądanie :))

Witam Wszystkich Zewsząd





Kochane, daleka jestem od przecierania szlaków dawno przetartych, ale jeśli moje doświadczenia przydadzą się komuś na coś, to służę Wam z przyjemnością:)) Za jakość zdjęć przepraszam bardzo, ale jak to mówią, nikt nie jest doskonały:))
Obiecałam, więc zrobiłam, co mogłam :)))

No to zaczynam.

1. Deseczka do pokazu to kawałek sklejki.


2. Narzędzia i farby wedle uznania, ale w roli głównej występuje preparat firmy Heritage Modge Podge 3 w 1, satynowy (na zdjęciu wersja pojemnika w nowej szacie graficznej).


3. Napisy wydrukowałam w odbiciu lustrzanym na drukarce atramentowej, więc musiałam zrobić ksero, druk laserowy tego nie wymaga :)) TO WAŻNE! WYDRUK ATRAMENTOWY ODPADA!

To są moje napisy, ale warto skorzystać z pomocy blogów Malowany Kokon i The Graphics Fairy

4. Wybrany napis wycinam na dwa sposoby. Zostawiając duży margines białej kartki (i tak jest lepiej), albo wąski pasek z samym napisem ( tu będzie trudniej pozbyć się błonki , którą zostawi Modge Podge).


5.Wracam do deseczki i maluję ją najpierw na ciemno (brąz, czerń, ciemna zieleń, jak Wam pasuje), oczywiście farbą akrylową :)))


6.Po dokładnym wysuszeniu ( niecierpliwym polecam suszarkę do włosów :) ), przecieram brzegi i miejsca, które chcę mieć ciemniejsze, zwykłą świecą.


7. Resztki stearyny delikatnie zmiatam pędzlem i maluję całość białą farbą (też akrylową rzecz jasna:) )


8. Znowu suszę, a potem biorę się do przecierania papierem ściernym w miejscu, gdzie była stearyna i tam, gdzie mam ochotę:))


9. Przetartą deseczkę  smaruję w całości  jedną warstwą Modge Podge, Smaruję również kartkę po prawej stronie, czyli po napisie, a następnie, póki jeszcze deseczka mokra, przyklejam. NAPISEM DO DESKI. Kiedy klej jest mokry, łatwiej wyrównać kartkę, bo "jeździ" po deseczce (dolny napis u mnie i tak wyszedł krzywo :)) ). Wyrównaną  kartkę dociskam "po całości", najczęściej palcem umoczonym w kleju, pozbywając się bąbelków powietrza i nadmiaru preparatu i czekam aż porządnie wyschnie (suszarka, albo cierpliwość).

Napis możemy smarować klejem na folii (wycięty kawałek koszulki foliowej) i przykładać z folią do deski, (zachowując czysty palec :))) I znowu suszarka :))


10. Suchą , jak pieprz, kartkę zwilżam wodą i cierpliwie roluję palcem (albo dwoma, jak mi się jeden zmęczy), rozmiękczony papier, warstwa po warstwie, aż napis będzie wyraźny. Podsuszam :))





11. Teraz, żeby pozbyć się błonki po preparacie, przecieram delikatnie całość (a zwłaszcza granice klejenia) drobnym papierem ściernym, uważając, żeby nie zetrzeć napisu. Na koniec jeszcze raz pokrywam całość satynowym lub matowym Modge Podge, żeby zakryć ślady przecierania.

12. Preparat służy także jako zabezpieczenie pracy, więc możemy go użyć kilkakrotnie w myśl zasady : smarujemy, schnie, przecieramy, smarujemy, schnie, przecieramy, aż w końcu tylko smarujemy i schnie:)))


13. GOTOWE :)) Tylko co ja teraz zrobię z tą deseczką? :))) Wiem , postawię na niej świecę :))


Mistrzynie od transferów na pomalowanym drewnie, robią je za pomocą nitro z rewelacyjnym skutkiem. Ja wolę na klej Modge Podge, bo jest bezpieczniejszy i wiem, że mi farba nie zlezie, co pod rozpuszczalnikiem niekiedy miało miejsce. Smarowanie  po całości okazało się dobre, bo niweluje granice klejenia i tu polecam przyklejanie większej powierzchni kartki.

Będę bardzo dumna, jeśli mój pierwszy tutek przyda się choć jednej osobie:))))
O przyjemnościach, wymiankach i wyróżnieniach dopiero w przyszłym tygodniu.
Miłego, mimo chłodu, weekendu Wam życzę i pozdrawiam serdecznie.

środa, 9 maja 2012

Przetarło się :))))

Witam Wszystkich Zewsząd



O matko! Ale miałam jazdę z tymi uchwytami :))) Już chciałam losować jakiś Wasz koncept, ale w końcu, po godzinnym pobycie w sklepie z uchwytami (jest taki w moim mieście, chłopaki wszystko tam mają) i przerzuceniu 75ciu różnych gałek i gałeczek, wybrałam małe ciemne. Małe z białą porcelanką też były śliczne, ale wydały mi się zbyt grzeczne i eleganckie do powycieranej szafki i postarzonych, przez skrupulatną Qrkę, szyldzików. Stanęło na małych mosiężnych i nawet mi się ta opcja podoba.
Odwracanie do góry nogami, piłowanie i tym podobne zabiegi zostawiam sobie na drugą szafeczkę, wszak żaden Wasz cenny pomysł nie może się zmarnować:))
DZIEWCZYNY JESTEŚCIE WIELKIE!!!
Dziękuję , że Wam się chciało przyjrzeć bliżej tej radosnej twórczości i pochylić się, nad moim koncepcyjnym niedołęstwem, w tak życzliwy sposób.

Ta szafka już zawsze będzie mi przypominać o Waszej przy mnie obecności :)))


A żeby monotonię szafkowo-uchwytową przełamać, dorzucam kilka fotek z mojej porannej twórczości.
Bo nim przyszła pora otwierania sklepu (tych chłopaków, co to mówiłam), wzięło mnie na transfery napisów i postarzenie nieciekawej lampy, leżącej gdzieś odłogiem.

Chyba miałam dobry dzień, bo napisy wyszły tak, jak chciałam :))






Czy ja dobrze myślę, że te zdjęcia są jakieś rozmazane, czy moje oko znowu siada? No nic to, jeszcze lampa...



Przepraszam, że bez stosownej serwetki, ale bałam się, ze spód jeszcze nie wysechł dokładnie :)))


To wszystko na dziś. Jeszcze raz Wam dziękuję za przetarcie drogi w moim zmulonym umyśle i pomoc w dokończeniu dzieła :))))
Serdeczności i uściski.

wtorek, 8 maja 2012

Uchwycić uchwyt

Witam Wszystkich Zewsząd



O zwierzątkach i roślinkach już nie, a o wyróżnieniach i wymiankach... jeszcze nie. No to o czym ten post?

O uchwytach będzie i o tym, że bez konsultacji z Wami się nie obejdzie :)))

Aqratna Qrka poczyniła dla mnie cudowne szyldziki z numerkami, które przeznaczyłam do, odzyskanej z bibliotecznych archiwów, szafeczki.

Z pieśnią na ustach wzięłam się do roboty, co w kolejnych etapach wyglądało mniej więcej tak:

Etap pierwszy - przytachanie szafeczki do domu.


Etap drugi = pobielenie (och! Mój ulubiony!)



Etapy trzeci, czwarty i piąty - przecieranie, przykręcanie szyldzików i mocowanie tymczasowych uchwytów.


I tu się zacięłam, jak jedna z czterech szufladek w szafeczce, bo coś mi te uchwyty mało chwytliwe się wydały. Uhh!

Jakieś te gałki za duże, obraz szyldzików psujące, coś do niczego i jakieś nie z tej bajki. (2 x uhh!)

Przekopałam zasoby domowe, żeby się jakiejś innej koncepcji uchwycić, ale z mizernym skutkiem.

Najpierw na próbę przytwierdziłam coś , co uchwytem nie jest ale jako, że wizualnie mniejsze, daje pewien obraz całości...


Do kitu!!! Stwierdziłam i dawaj odkręcać...

Następne podejście, (tu nadmieniam, że z litości nad nadgarstkiem już tylko jedną szufladkę testowałam),  było takie:




Gałka metalowa z kwiatkiem na porcelance....hmmm... no może kształt dobry, ale kwiatek jak do kożucha, bez sensu!

Ostatnie podejście było już tylko formalnością dla zachowania pozorów, że zrobiłam wszystko, co mogłam....



 Koniec pokazu.
 Ratunkuuuuuuuuuuuu!!!! Jutro idę nabyć drogą kupna adekwatne uchwyty, ale czy dobiorę odpowiednie???

Pomóżcie mi, proszę, uchwycić sens uchwytów, bo z szafeczką źle będzie, a i o swoje zdrowie psychiczne zaczynam się z lekka lękać:)))

P.S. Szyldzik z napisem kuchnia na głównym zdjęciu to bonus od Qrki. Dziękuję, Kochana bardzo:)))







poniedziałek, 7 maja 2012

Podumanka o lesie.

Witam Wszystkich Zewsząd



Miało być o atrakcjach dłuuuuuuuugiego weekendu, ale będzie o lesie, który nota bene był integralną tego weekendu częścią :))

Moja podumanka o lesie ma charakter nieco bajkowy i przypomina tę "Z mchu i paproci", tylko nie mogę się zdecydować, czy robię tu za Żwirka czy Muchomorka :))
 Bo dawno dawno temu..... kiedy stałam się właścicielką kawałka ziemi, zamarzył mi się na niej mój własny prywatny las.
Myśl ta okazała się karkołomna i mało realna, ponieważ grunt, po którym, jak jakaś pani dziedziczka, stąpałam, był płaski jak wielachna deska, a to co pamiętał z ludzkiej ingerencji to jakaś trójpolówka (cokolwiek to znaczy) oraz uprawy typu jare i ozime. Czasem stały na tym gruncie krowy, które wyglądały, cytuję :" jakby szukały w trawie soczewek kontaktowych" he, he. (cytat pochodzi z genialnej książki Michaela Sadlera "Anglik na wsi" i doprowadził mnie do łez).
 Jednym słowem nie do lasu mi tu było, jeno raczej do orki na ugorze.
O lesie pojęcie miałam dość mętne, ale pamiętając ze szkoły, że drzewa iglaste od liściastych różnią się dość zasadniczo, a krzewy to są te niskie na dole, byłam dobrej myśli. Odróżnianie ogrodowych od leśnych to już dla mnie miało jakby mniejsze znaczenie :)))
Wszelkie moje późniejsze działania można określić jako spontaniczną akcję pod ogólną nazwą "Sadzimy inaczej", bo jedyne, co o sadzeniu wiedziałam ( nie licząc sadzonych jaj), że należy to robić zielonym do góry.
I doprawdy nie wiem, jak by to z moim lasem było, gdyby nie dobrzy ludzie i różni "krewni i znajomi Królika", którzy nie dość, że pierwsze sadzonki dowieźli, to jeszcze roztłumaczyli, co i jak....ehhh chwała i wielkie dzięki im za to :)))
No a potem to już poooooszło!
Las jest, a ja od czasu do czasu przeprowadzam inwentaryzację drzewostanu, która zajmuje mi niecałe 2 minuty, bo i liczenia dużo nie ma. 12 sosen, 4 świerki, 21 brzóz, 1 dąb, 1 jarzębina, 1 modrzew, 3 wierzby, 1cyprys, 15 tui i nie wiedzieć czemu, do kompletu 1 orzech, 1 śliwa, 2 wiśnie i 1 magnolia. Krzewów i krzewków iglastych nie doliczam, ale są:)))
Taka inwentaryzacja jest konieczna, bo ciągle coś w ziemię wtykam i muszę potem liczyć, żebym....nie zabłądziła w tej puszczy :)))
Proszę się nie naigrawać z mojej działalności sadowniczej, bo wprawdzie Borów Tucholskich z tego nie będzie, ale po ugorze ślad wszelki zaginął no i słowo daję, że to nawet trochę do  lasu jest podobne, no i wszystko własnymi ręcami, ręcyma?, rękoma? ..... aaa rękami robiłam :)))
A co do Żwirka i Muchomorka to pierwszy jest na skałce, a drugiego znajduję obok borowików i maślaków jesienią .... pod sosnami, w moim prywatnym lesie....













Sugar uważa, ze las jest w porządku, a do tego fajnie pachnie :)))



Ważne, że jest i rośnie, co sprawdziłam naocznie w ten bardzo dłuuuuuuuugi weekend:)))

Ściskam Was Wszystkich serdecznie, dziękuję za wizyty i dobre słowa,  i zapowiadam, że następny post już nie będzie taki przyrodniczy :)))