środa, 29 stycznia 2014

Pasterka?

Witam Wszystkich Zewsząd

Coś mi się ta hiszpańska pasterka przedłużyła jakoś......
To może spuśćmy na nią zasłonę, a ja o całkiem innej tu wspomnę, bo po prawdzie z wigilijnym wędrowaniem do stajenki nic wspólnego nie ma, ale za to z tym, dokąd moje myśli wędrują, sporo :)))



- Coś ty mi tu przywiozła z tego Madrytu????? - Jasiek rozsiadł się w pozycji mało kociej i udawał, że mu tak wygodnie, a na prezent patrzył ponuro i z niedowierzaniem.


- Wiedziałam, wiedziałam, ze będziesz marudził - westchnęłam .
- No bo co to właściwie jest?! - Jasiek szykował się do dłuższego przemówienia, w którym motyw wiodący dotyczył bezrozumnych istot człowieczych, które nie dość, że porzucają swoje ukochane zwierzę na długi czas, to jeszcze jak już łaskawie wracają, przywożą prezent, nie bójmy się słów, no całkiem z ...czapy.
- Tak, tak, wiem - weszłam kotu w słowo, żeby się z pretensjami rozwinąć nie zdążył - daj mi się wytłumaczyć...
- Ale jakie tłumaczyć? - prawie wrzasnął kocio - z czego tłumaczyć? To już w całym Madrycie ani jednej porządnej myszy nie było?!
- No, kurczę, Jaśku, chodzi o to, że nie było, nie było ani jednej, oni tam wcale myszy nie mają, ani kawałka..- próbowałam dotrzeć do rozfukanego kota, ale daremnie.
- To trzeba było gdzieś dalej szukać, popytać, postarać się, a nie wyjeżdżać mi tu z tym, no... z tym czymś... - Jasiek spojrzał na podarunek z obrzydzeniem i dalej perorował. - Czy ja wyglądam na małą dziewczynkę?! Widzisz u mnie jakieś kucyki, kokardki, spódniczkę? Czy ja dziecko płci żeńskiej jestem????
- Ależ skąd, nawet mi to do głowy nie przyszło, Jasieńku - zaprotestowałam słabo, bo żadnego z wymienionych przez kota atrybutów, dostrzec w nim nie zdołałam, a szkoda, bo już jawiła się jakaś nadzieja na sensowne usprawiedliwienie mojego, tak nagannego czynu. Nic z tego. Trzeba się dalej tłumaczyć. - Przysięgam ci, że wszędzie szukałam i nie znalazłam....to co miałam robić? Nic nie przywozić? Dopiero byś się obraził...
- Jasne, nie było - kot płynnie przeszedł w ton ironiczny i zjadliwy - nie było, to złapałaś pierwsze z brzegu i myślałaś, że z głowy....
- O! To nie jest prawda! - Uniosłam się honorem - to bardzo przemyślany prezent jest...
- No nie mogę! Jak mogłaś myśleć, że zachwyci mnie ten cały.....ten, uhhh... no ten miś!!!!
- Dobra, - skapitulowałam - wyraźnie nie zachwycił, ale nie mów, że nieprzemyślany jest, bo to pamiątka z Madrytu miała być, a stolica Hiszpanii ma w herbie niedźwiadka, ignorancie jeden!- Epitet na koniec dodałam celowo , ale z mizerną satysfakcją.
- No teraz to już ściemniasz - kot nie spuścił z tonu, ale zerknął uważniej na pluszową maskotkę - żadne poważne miasto nie weźmie sobie do herbu jakiegoś miśka.
- A właśnie że weźmie i to takiego pod drzewem poziomkowym.
-  A ha, ha - Jasiek turlał się po kanapie - drzewo poziomkowe, nie wytrzymam.... i może jeszcze gruszki na wierzbie, a pod spodem krokodyl i dwa szopy pracze, a ha ha, ale pojechałaś....no nie ...
Tego to ja nie wytrzymałam. Złapałam futrzaka pod pachę i posadziłam przed monitorem. - Popatrz sobie, kocie jeden! Będziesz mi się tu ze światowej kobiety nabijać... O! Proszę.



- To jest rzeźba, na której jak byk jest niedźwiedź, a każdy Hiszpan wie, że to drzewo jest poziomkowe i już. 
- Yyyyy? Sama robiłaś to zdjęcie? Może to pomyłka? - Jasiek próbował podważyć mój dowód rzeczowy, ale widziałam, ze wąsy mu powoli opadały i złośliwy uśmieszek zniknął z pyszczka.
- Teraz mi wierzysz? - triumfowałam - kupiłam ci misia, bo bardzo madrycki jest, a myszy nie było i kropka.
Jasiek zlazł z moich kolan i poszedł obwąchać nieszczęsną zabawkę, po czym mrucząc pod nosem coś o wyższości myszy nad niedźwiedziami, pacnął ją łapką, a stwierdziwszy, ze miękka jest i da się turlać, pognał z nią do swojego pokoju, rzucając mi ponad ogonem mocno niewyraźne: "no to dzięki".... Cały Jasiek.

Do hiszpańskich wspominek będę powracać jeszcze nie jeden raz....ale tymczasem rzeczywistość upomina się o swoje, a pamięć posłuszna i tak obrazy z przeszłości przechowa cudne wspomnienia budząc, o choćby taki obrazek, jak ten....

Pałac królewski o zmierzchu.
A wracając do mojej pasterki, to ta  krzyżykowana była w przerwach między przestawianiem mebli w pokoju kota, który prawdopodobnie już niedługo kocim pokojem być przestanie.....( ale o tym póki co, sza ...), a zajęciami innymi, które codzienność nam serwuje. Pastereczka powędruje szukać wiosny w pewnym miłym domu, a ja pewnie coś nowego na tamborek wrzucę...


Poza tym jestem winna moc podziękowań wszystkim, którzy pod moją nieobecność dobrze mi życzyli, znajdując zajęcie dla listonosza a mnie radość wielką przynosząc.
Uśmiecham się więc w podziękowaniach między innymi do Mamonka, Cheni, Palmette i Leniuszkowa.....Kochane jesteście :)))))))))) A za wszystkie życzenia blogowe także podziękowania ślę.
Peninio Kochana. Wygrane bałwanki dotarły i są cudne:). Smak i zapach pierniczków od Ewkiki wciąż daje o sobie znać. Och Ewciu!!!!!
No i tak dni zimowe mijają szybko i niezauważalnie, a po drodze jakieś uroczystości...o na ten przykład Dzień Babci :)) Kurczę, jakie to fajne święto, jak się je obchodzi z pozycji beneficjanta, he,he...



Albo wizyty przyjaciół wytęsknionych.... albo..... no same wiecie, nie ma tak, ze się nic nie dzieje...a to dopiero pierwszy miesiąc nowego roku...
Tak to szczęśliwa, że po dwóch latach "Mojego pobielenia" nie pozostawiłam żadnego miesiąca bez posta (o mały włos), pozdrawiam Was Wszystkich Zewsząd i lecę coś pobielić, bo bez tego żyć się nie da:)))
Śni mi się po nocach pewna madrycka cukierenka, w której każde krzesło było cudnie pobielone i nie znalazłam dwóch takich samych.... bardzo inspirujące wnętrze.






Buziaki i do miłego:)))