niedziela, 24 lutego 2013

Sowa, pięć czarnych kotów i jeden prawie biały :))

Witam Wszystkich Zewsząd.


Wybudzam się powoli z lutowej hibernacji, a rzeczywistość zimowa topnieje wokół mnie, jak sople na dachach łódzkich kamienic.


- Coś się wali - stwierdził Jasiek, niespokojnie zerkając w stronę okna - chyba sąsiednią kamienicę wyburzają. Naszą też wyburzą?
- O czym ty mówisz? - Podniosłam głowę znad kolejnej robótki i mało przytomnie spojrzałam na kota.
- No nie słyszysz tych łomotów? Gruz się sypie, wyburzają domy, to gdzie my będziemy mieszkać? - Jasiek nerwowo strzygł uszami i spoglądał na mnie niepewnie.
- Eeeee, co ty opowiadasz - zlekceważyłam kocie rewelacje, pochylona nad następnym krzyżykiem w moim najnowszym hafciku.
- Jak sobie chcesz, ale daj mi jakiś karton, bo ja się idę pakować - całkiem serio zapowiedział kocio i pobiegł zbierać swoje myszy i sznurki, rozrzucone po całym mieszkaniu.
- Mhm... raz, dwa, trzy,....zaraz poszukam... - mruknęłam, odliczając kolejny rządek.
- Aaaaaaa! Szybko! Tu też się wali! - wrzask dobiegał z pokoju kota - Dawaj duży karton , bo się moje koszyki muszą zmieścić! No dajesz?!
- Już już, oczywiście, że zaraz ci dam.... - zawołałam na odczepnego, zdejmując robótkę z tamborka - wszystko ci dam - dodałam ciszej, podziwiając swoje dzieło.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?! - Wkurzony Jasiek siedział na progu i patrzył na mnie, tłukąc ogonem o podłogę.
- Tak Jasiu, jasne że słucham, zobacz, jaki ładny hafcik zrobiłam dla ciebie..... - ale właściwie, co się stało? - Dopiero teraz przyjrzałam się kotu uważniej.
- No jak to co?!! - Jasiek wskoczył na kanapę - Pakujemy się, dom nam burzą, czy ty głucha jesteś?!



Zaraz, chwila, może i głuchawa, ale o czym ten kot mówi? Rozejrzałam się uważnie po pokoju, ale wszystko stało na swoim miejscu i nic się nie działo..... no i wtedy usłyszałam. Za oknem nieźle gruchnęło i coś się z hałasem posypało na ziemię, a po chwili kolejny łomot i jeszcze jeden... O matko!
Poderwałam się z fotela i odsłoniłam firankę.
- A nie mówiłem? Wyburzają! - Jasiek triumfująco zadarł kitę do góry - Teraz mi wierzysz?!
Spojrzałam w spanikowane, niebieskie oczęta Jasia i roześmiałam się serdecznie.


- Kocie, to śnieg spada z dachów i sople lecą na ziemię, odwilż jest, idzie wiosna!
- Wiosna??? Sople??? To nie musimy się wyprowadzać??? - Panika w kocich oczach stopniowo przeradzała się w zdziwienie. - To nie gruz się sypie?
- Oczywiście, że nie - uspokajałam zwierzaka - a jeśli gdzieś pojedziemy, to do lasu, ale jak będzie ciepło. Zostaw to pakowanie i chodź obejrzyj sobie obrazek.
Jasiek jeszcze nieufnie nadsłuchiwał kolejnych łomotów za oknem, ale już bez strachu i z wyraźnym zrozumieniem całej sytuacji. W końcu zerknął na moją robótkę i zdecydował....


- Fajne, możesz mi powiesić nad koszyczkiem, no wiesz, nad tym białym i ramkę też chcę białą .... A mogę im nadać imiona? - Jasiek całkowicie zapomniał o przeprowadzce.



- Jasne, że możesz - ucieszyłam się, że katastroficzne wizje wyburzanych kamienic, przestały zaprzątać kocią łepetynę, no i że moje dzieło docenione zostało:))
- Pankracy, Bonifacy, Serwacy.....- Jasiek wymieniał imiona, pojęcia nie mając, że ogrodniczo - wiosenne wybierał. - .... Zośka może być... - mruczał -... a ten piąty to nie wiem....może Jan?
Koci hafcik (wzorek z sieci) zawiśnie więc na ścianie, a my będziemy wyglądać wiosny, nie zważając na zaokienne hałasy, które jej nadejściu, jak widać i słychać, towarzyszyć muszą :))
 
A  do lasu zabierzemy  dzwoneczek, który dostałam od męskiego dziecięcia z podróży po Japonii.
Sówka jest masywna i pięknie, donośnie dzwoni. Będzie witać gości:)))


 Tylko niech ta wiosna już będzie.....
Tego sobie i Wam Wszystkim Zewsząd, serdecznie z Jaśkiem życzymy:)))









sobota, 16 lutego 2013

W roli głównej...biscornu :))

Witam Wszystkich Zewsząd


Co to ja miałam.....?
Aaa, już wiem.
Otóż likwidują mi sklep, do którego zaglądała każda szanująca się łodzianka, w poszukiwaniu łupów.
Wiem o tym ja, wie też doskonale BLUE, która w swoim pięknym mieszkaniu ma różniste przedmioty, nabyte w tym sklepie, łącznie z kapitalnymi ławkami, które pokazywała swojego czasu na blogu. TUTAJ
Ubolewamy nad tą likwidacją obydwie, ale póki co, jeszcze łapiemy okazyjne resztki, wyprzedawane na pniu.
Ostatnio dorwałam poszewkę na poduszkę, dwa świeczniki (te na górze) i szklane muchomorki (schowane na przyszłą gwiazdkę):)))
Poszewka, prosto ze sklepu, jeszcze nie wyprasowana, wygląda tak:


Był jeszcze podobny obrus, ale to Blue miała więcej szczęścia:))
Miałam okazję parę dni temu gościć u Iwonki i jak zwykle nagadać się nie mogłyśmy:))
Podarowałam przemiłej gospodyni ptaszorka, własnoręcznie ukleconego z masy solnej (dzieło na wskroś debiutanckie), co to miał być błękitny, ale mi w turkusy nieco popadł:))



Wisi teraz na sznureczku w pięknym mieszkaniu Blue :)) Pewnie go nowa właścicielka nieco rozbieli:))

Ale ja nie o tym, nie o tym w sobotnie przedpołudnie pisać chciałam....

Otóż moje nowe maniactwo krzyżykowe zaowocowało dziełem, na którego widok puchnę z dumy. A może to od nowych leków ta opuchlizna? No mniejsza:))
Zrobiłam swoje pierwsze biscornu i uważam, ze jest przecudnej urody, aczkolwiek każdą inną opinię biorę pod uwagę, dopuszczam i z pokorą przyjmuję:)))

Wzorek najprostrzy z możliwych (sieć), kanwa 14tka, dwa kolory muliny.
 A nie nie, to nie było zamierzone, ale jak się po nocach haftuje i na kurzą ślepotę cierpi, to wrzos z beżem spokojnie można pomylić, co mi się właśnie przytrafiło:)))
Jakoś całość uratować zdołałam i oto jest!!!!!!






W tym miejscu, mrugam skromnie oczkami i mnę fartuszek, że niby nic takiego.... ale w w duszy mi coś podśpiewuje, żem dzielna jest niesłychanie i wytrwała w hafciarskim boju..... cokolwiek to znaczy:)))

Życzę Wam Wszystkim Zewsząd dobrych dni i radości  z dzieł, przez Was tworzonych, takiej, jaką mi moje pierwsze biscornu przyniosło:)))

P.S. Jasiek narzekał, ze ta poduszka dla niego za mała i guziczek uwiera. Kurczę , Księżniczek na ziarnku grochu! :)))))))))))))

czwartek, 14 lutego 2013

Walenty zbuntowany

Witam Wszystkich Zewsząd



Dzień miał być w kolorze czerwonym i serduszkowym od samego rana, jak nakazuje "nowa świecka tradycja", to i był.
Wysłałam walentynkę do Madrytu. Uszyłam czerwony woreczek. Serduszko z inicjałami córci wyhaftowałam. Stosowne życzenia umieściłam w środku. Doszło na czas i radość sprawiło, czyli wszystko według zasad i zgodnie z normą.
Tylko co do tej normy mam uczucia mieszane, żeby nie rzec wstrząśnięte:)) Ale co tam....
Już myślałam, że tradycji uczyniwszy zadość, będę miała święty spokój i czas na krzyżykowanie, które to zajęcie moją najnowszą pasją jest. Ale nieeeeeeeeee

Bo od rana było tak:

-Miauuuuu...- Jasiek piąty raz wydawszy z siebie przeraźliwy dźwięk, wpakował się na moje kolana.
- O co chodzi, Jasiu? - zapytałam myśląc, że poranny posiłek nie był dla mojej kudłatej kluski wystarczająco satysfakcjonujący.- jeszcze jesteś głodny?
- Eeeee tam, głodny nie, ale wiesz....
 Oho, pomyślałam, zanosi się na poważną rozmowę, bo Jasiek zamiast się wygodnie ułożyć, usiadł  i głęboko westchnął.
- Ja nie wiem, co ty robisz z tą igłą i szmatką, ale od kilku dni bawisz się nitkami, a mnie nie pozwalasz - w głosie kocia było po równo pretensji i rozżalenia.
- Jaśku, haftuję sobie krzyżykami, to wszystko - starałam się zbagatelizować sprawę, ale czułam, że łatwo nie będzie.
- Ale co ty tam haftujesz i po co ci to? - Do pretensji i rozżalenia dołączyło zniecierpliwienie. - Wcale na mnie nie patrzysz, a tej igły to ja się boję, bo jest ostra.
- No właśnie dlatego nie pozwalam ci się zbliżać - ucieszyłam się, ze znalazłam wytłumaczenie - to dla twojego bezpieczeństwa, koteczku.
- Ale ja tak nie chcęęęęę! - Nie możesz tego robić, jak ja śpię? Pliiiis!- I Jasiek złożył błagalnie łapki, czekając na efekt...


- O matko! Jasieczku, oczywiście, że mogę - uległam kotu całkowicie - obiecuję, ze poczekam z tym haftowaniem, aż zaśniesz, a nie jesteś czasem eee...no... yyy...już śpiący?
- Nie jestem! Nie jestem wcale! I mam dla ciebie walentynkę! 
I nim zdążyłam odpowiedzieć, Jasiek trzymał w łapkach kawałek całkiem nowego sznurka.
- Prawda, że piękna?- Dopytywał się ofiarodawca.


- Cudowna, Jaśku, wprost cudowna, no doprawdy wspaniała - zachwycałam się kocim prezentem, bo cóż mi innego pozostało.
- To teraz mnie możesz pomiziać, a potem będziemy się bawić - Jasiek bezceremonialnie rozplanował mój grafik na dziś. - W końcu są Walentynki, ja już od rana mruczałem ci życzenia - dodał, przypominając mi, że rzeczywiście, od bladego świtu, wałkował się na mojej głowie.
- Eh, ty mój zbuntowany Walenty, no niech ci będzie - zgodziłam się, bo Jasiek by pewnie i tak nie odpuścił, a poza tym słowo się rzekło i dotrzymać trzeba.
- Ale potem pójdziesz spać? - zapytałam z nadzieją, że jednak zdołam sobie jeszcze co nieco powyszywać.
- Pójdę, pójdę, ale już zacznij miziać- dopominał się kocio i z uniesioną łapką, zamarł w oczekiwaniu.


- A może  potem obejrzysz moje hafty?  - zapytałam jeszcze z nadzieją, głaszcząc białe futerko na brzuszku Jasia.
- Mhm, obejrzę..... potem obejrzę z pewnością...- zamruczał Jasiek i włączył ten swój motorek, przy dźwięku którego, wymięka każdy traktor.

No nie wiem, czy znajdę w Jaśku zrozumienie dla początków mojej "sztuki hafciarskiej", ale skoro nie u niego, to może u Was?:))
Pokazać?
 Tak?
 Och! Dzięki!
To pokazuję :)))











Uskrzydlone serce (wzór z sieci) zamierzam sobie oprawić w ramki, a co!
 Ptaszorki (wzorek od Cheni) mają całkiem inne przeznaczenie, ale o tym sza...
A w następnym poście, moje pierwsze......coś, pod warunkiem, ze Jasiek-Walenty nie będzie cierpiał na bezsenność:)))
Miłego Sercowego Dnia, życzę Wszystkim Zewsząd:))))



niedziela, 10 lutego 2013

Gadka na niedzielę:))

Witam Wszystkich Zewsząd.



- Jasiu, co robisz przy moim laptopie? - Zapytałam kota całkiem spokojnie, chociaż zawzięte walenie w klawiaturę i fruwająca sierść, która pokrywała cały monitor, zaczynały mi ten spokój burzyć.
- No co! Szukam diety dla puszystych, wiosna idzie - Jasiek nawet głowy nie odwrócił i dalej tłukł w klawisze.
- Halo! Kocie! Przecież masz jedzonko dietetyczne od weta, właśnie nową partię kupiłam - zaprotestowałam stanowczo, ale bez widocznego efektu.
- Mam, mam - burczał kocio i dalej oblegał mój fotel - ale czy to wystarczy? Bo jak ja się na działce pokażę z takim brzuchem? Miejscowi mnie wyśmieją! Nic nie rozumiesz!
- Jasiek! Zwariowałeś? Jacy miejscowi? Przecież te koty po zimie też są puszyste,  widziałam je niedawno, ledwo chodzą takie są grube i rozleniwione, ty przy nich chudzinka jesteś - perswadowałam zakompleksionemu kotu.
- Taa, chudzinka - Jasieczek zaburczał ponownie, ale już powątpiewająco - a może jakieś ćwiczenia bym sobie wynalazł?
- Świetny pomysł! Na początek proponuję zeskok z mojego fotela - zgodziłam się ochoczo, ale kocio ani drgnął.
- Zaraz, chwilkę, moment... - wyraźnie mnie zbywał i szanse na używanie mojego (w końcu osobistego) komputera, malały z każdą chwilą..


- Jasiek złaź, bo powiem wszystkim, jak pomyliłeś przychodnię weterynaryjną z ZOO! - zagroziłam kotu i o dziwo, poskutkowało.
- Oooo! Też mi coś, każdy by pomylił - obruszył się kocio, zeskakując na podłogę. - Kto to widział, żeby w porządnej przychodni jakieś palmy sadzić i papugi trzymać.
- Taaaaak? - zapytałam kpiąco - a kto w drodze powrotnej pokrzykiwał : UWOLNIĆ PAPUŻKI! PRECZ Z KLATKAMI! WOLNOŚĆ DLA ZWIERZĄT!  Przecież one tam leczone były.
- Były, były - przedrzeźniał mnie Jasiek - ale mnie mówiły co innego.




- Jasieńku, dajmy temu spokój - spojrzałam na naburmuszonego kocurka i dodałam zachęcająco - chodź, poćwiczysz sobie odchudzająco z nową myszką. Zobacz, przyszła paczuszka z Jasnej 8.
- Ta od Krysi, w nagrodę za trzecie miejsce? -  Jasiek natychmiast zapomniał o "uciskanych" papużkach i wskoczył na stół. - Aaaa, to tak wyglądają te kocie języczki! Oooo! I jak ładnie pachnie!
Rzeczywiście, paczuszka przyszła z kociego domu i pachniała swojsko, więc Jasiek bardzo starannie obwąchał prezenty, nim zdecydował, że mysz jest dużo smaczniejsza od czekoladek:))



- Ale sznurka mi nie zabierzesz? - Dopytywał się jeszcze na wszelki wypadek, nie mogąc zdecydować, która zabawka pomoże mu szybciej schudnąć.




W końcu i tak padło na mysz, a ja spokojna o linię mojego koteczka, zajęłam się oglądaniem drugiej przesyłki:))



Palmette, która miała ostatnio potajemne kontakty z Panem Pocztówką, obdarowała mnie rameczką z obrazkiem, który wprawił mnie w wyjątkowo dobry nastrój, a Jaśka rozbawił do łez...



- Że też w szkołach tego uczą - chichotał kocio - to takie oczywiste - zanosił się ze śmiechu..
Rameczka powędrowała na półeczkę i przywołuje w nas ciągły uśmiech i dobre myśli o Palmette:))) Dziękujemy , Kochana!
A na koniec niedzielnych opowieści, jeszcze jedno zdjęcie, które upamiętnia przemiłą wizytę Agniejki, dziewczyny o niespożytej energii i świetnych pomysłach, od której dostałam ślicznego manekinka i na dodatek serduszko, którego nie ma na foce, ale piękne jest:))




Dziękuję, Agnieszko, za przemiłe chwile w Twoim towarzystwie :))))

Niedziela jeszcze trwa, ale gadka się już kończy:))
Pozdrawiam Was Wszystkich Zewsząd serdecznie i dobrego tygodnia, po udanej niedzieli, życzę :)))




środa, 6 lutego 2013

Pudrowy róż i ... jajo na ciepło:)))

Witam Wszystkich Zewsząd.


O matko!
Od jęków muszę zacząć, bo ja już zupełnie kuwety nie ogarniam:))
Losuję, jestem wylosowana, wyróżnić chcę, ktoś mnie wyróżnia, ledwo coś wysłałam, a tu do mnie przesyłki przychodzą, czytam komentarze, komentuję ile sił, wizytuję i na wizytę czekam, jedno skończę, a w kolejce następne, spinam się jak nie wiem, co.... wszystko na nic! No nie ogarniam i nie nadążam...eehh!!!
Dobra, pojęczałam sobie nieco i już mi lepiej:)))
Co z tym różem?
Ano nabyłam, jak każe przedwiosenna przyzwoitość, dwa rachityczne dość i całkiem "niedojrzałe" hiacynty z karteczką dającą nadzieję, na bladą różowość przyszłego kwiatostanu :))
Postawiłam na półeczce, a obok dwie cudne filiżanki z Realowej wyprzedaży, cyknęłam zdjęcie (to u góry) i... zapomniałam o całej sprawie:))
Filiżanki miejsce pobytu zmieniały i w użyciu ciągłym były, posłusznie to kawą to herbatą wypełniając swoje wnętrze.



Aż tu wchodzę wczoraj do kuchni i od drzwi głośno zapytuję: co tak...śmier.... to znaczy , co tak dziwnie pachnie, u licha?!
Spojrzałam podejrzliwie na Jaśka, ale w jego niebieskich oczętach jeno samą niewinność znalazłam, tedy przyczyny drażniącej moje nadwrażliwe nozdrza, było szukać gdzie indziej....
Znalazłam na półce:))
Hiacynty potajemnie zakwitły!!! Na różowo!!!



 Chcąc, nie chcąc, filiżanki, do pozowania pod kolor, na stosowne miejsce musiały wrócić, a nozdrza zranione, zapachem gorącej kawy, z całkiem innego naczynia, leczyć musiałam:)))
 O, z takiego:))



A jak już przy naczynkach wszelakich jestem, to pokażę jeszcze dzbanuszek, który do mnie w sklepie gospodarstwa domowego (dawniej Społem) wołał rozdzierająco : Zabierz mnie do domuuuuuuuu! To zabrałam, bom wrażliwa jest bardzo:)))



A na koniec wrócę jeszcze do tego ogarniania, a raczej jego braku.
Istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że z jajami też na te święta nie zdążę, bo one (te święta) jakoś tak wcześnie w tym roku mają nadejść, a skoro wcześnie, to pewnie się wiosennie zrobić nie zdąży.....
To może  jaja na ciepło ????



O matko! Coś chyba ze mną nie jest dobrze.... to ja lecę...
Jasiek, zbieraj się, jedziemy do weta na kontrolę!

Buziaki!!!




piątek, 1 lutego 2013

Losująca łapka Jaśka :))

Witam Wszystkich Zewsząd :)))


- Jasiu, wstawaj, dzisiaj jest 1 lutego, robota czeka -  zwróciłam się w stronę koszyka, wypełnionego pochrapującym futrem.
- Jaka robota? - futro poruszyło się niespokojnie, zupełnie nieskore do pobudki.
- No losowanie rocznicowego candy, rusz się Kocie! - ponaglałam kosmatą kluskę i szykowałam aparat.
- Losowanie? - lewe oko i prawe ucho dało się wyodrębnić z futrzastej masy, ale reszta ani drgnęła.
- Jasiek! Przecież chciałeś losować, jak kiedyś Sugar, zobacz wszystko przygotowane..., ja idę do kuchni...
No i poszłam robić fotki dokumentujące wydarzenie, nim Jasiek zaskoczy.


Pracowicie rozpisywane w noc głęboką, kartki pocięłam na losy....


... następnie upchnęłam do Qrkowego woreczka (bardzo się przydał)....



....po czym, już tylko czekałam, aż zaspana kocia sierotka przywlecze się do kuchni:))
Jakoż długo nie trwało i Jasiek wskoczył na stół....
- O!!! Sznureczki! - zachwycił się z miejsca i dawaj łapać za koniec pierwszego troczka...
- Jasiu, błagam, wkładaj łapę do worka i losuj! - przywołałam kota do porządku, bo wszak nie o sznurek tym razem szło...
- No dobrze już, dobrze, żartowałem - Jasiek spojrzał na mnie zezem i zamieszał w woreczku.
Zaszeleściło i naszym oczom ukazał się tajemniczy papierek.....


 

-Pokaż, bo nic nie widzę - emocjonowałam się - muszę zdjęcie zrobić....
Ale Jasiek nie chciał oddać zdobyczy i tylko pazurki rozczapierzył na szczęśliwej karteczce.
Na szczęście wszystko było jasne....


Tadaaaaammm. Bea!!!! Gratulacje!!!! Blog "Nic nie wiem" ma dzisiaj szczęście:)))

= Jasiu dziękuję za pomoc, jesteś świetny, Kocie kochany! - Rozpływałam się w czułościach i zachwytach nad talentem Jasieczka, ale chyba na próżno, bo sierotka zmęczona i niedospana nawet do koszyka wrócić nie zdołała, tylko w sen sprawiedliwych zapadła, na miejscu:))


Mamy więc zwycięzcę rocznicowego candy, w którego skrzydlaty skład, oprócz zapowiadanego aniołka, wejdą jeszcze: skrzydełka, ptaszorek i sówka, nie licząc standardowych przydasi i słodkości:)))



Beę poproszę o namiary z nadzieją, że wygrana sprawiła jej przyjemność:)))

Jasiek śpi, a ja mam jeszcze jedną wiadomość:)))
Chcę obdarować jeszcze dwie osoby, które (statystycznie i emocjonalnie rzecz ujmując) ważne dla mojego rocznego blogowania były niesłychanie:))
Pierwsza to Juta z Kącika sznurka i szydełka, której udało się zamieścić komentarz pod moim pierwszym (tajemniczo gdzieś zaginionym, a potem odnalezionym) postem, pod nazwą "Styczeń 2012" :))) Jutko, pamiętam, jak się cieszyłam z tego dziewiczego wpisu:))) TU
Druga to Cat-arzyna, do której, jak się okazało, zaglądałam najczęściej, a u której pierwszego wpisu dokonałam  równo rok temu (1.02.2012) TU  i której magiczny blog był dla mnie ciągłym źródłem inspiracji i nieustannego odgapiania, do czego się, Kasiu, bez bicia przyznaję:)))
Kochane Moje, poproszę o adresy, a stosowne niespodzianki z radością Wam wyślę:))

Wszystkim 111 osobom, biorącym udział w mojej zabawie bardzo serdecznie dziękuję, życząc szczęścia w następnych....
A Jasiek-Sierotka wciąż śpi i oczywiście chrapie.....:))))
 
P.S. Co za dzień! Wygrałam candy u Agniejki! Hurrrra!