Wybudzam się powoli z lutowej hibernacji, a rzeczywistość zimowa topnieje wokół mnie, jak sople na dachach łódzkich kamienic.
- Coś się wali - stwierdził Jasiek, niespokojnie zerkając w stronę okna - chyba sąsiednią kamienicę wyburzają. Naszą też wyburzą?
- O czym ty mówisz? - Podniosłam głowę znad kolejnej robótki i mało przytomnie spojrzałam na kota.
- No nie słyszysz tych łomotów? Gruz się sypie, wyburzają domy, to gdzie my będziemy mieszkać? - Jasiek nerwowo strzygł uszami i spoglądał na mnie niepewnie.
- Eeeee, co ty opowiadasz - zlekceważyłam kocie rewelacje, pochylona nad następnym krzyżykiem w moim najnowszym hafciku.
- Jak sobie chcesz, ale daj mi jakiś karton, bo ja się idę pakować - całkiem serio zapowiedział kocio i pobiegł zbierać swoje myszy i sznurki, rozrzucone po całym mieszkaniu.
- Mhm... raz, dwa, trzy,....zaraz poszukam... - mruknęłam, odliczając kolejny rządek.
- Aaaaaaa! Szybko! Tu też się wali! - wrzask dobiegał z pokoju kota - Dawaj duży karton , bo się moje koszyki muszą zmieścić! No dajesz?!
- Już już, oczywiście, że zaraz ci dam.... - zawołałam na odczepnego, zdejmując robótkę z tamborka - wszystko ci dam - dodałam ciszej, podziwiając swoje dzieło.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?! - Wkurzony Jasiek siedział na progu i patrzył na mnie, tłukąc ogonem o podłogę.
- Tak Jasiu, jasne że słucham, zobacz, jaki ładny hafcik zrobiłam dla ciebie..... - ale właściwie, co się stało? - Dopiero teraz przyjrzałam się kotu uważniej.
- No jak to co?!! - Jasiek wskoczył na kanapę - Pakujemy się, dom nam burzą, czy ty głucha jesteś?!
Poderwałam się z fotela i odsłoniłam firankę.
- A nie mówiłem? Wyburzają! - Jasiek triumfująco zadarł kitę do góry - Teraz mi wierzysz?!
Spojrzałam w spanikowane, niebieskie oczęta Jasia i roześmiałam się serdecznie.
- Kocie, to śnieg spada z dachów i sople lecą na ziemię, odwilż jest, idzie wiosna!
- Wiosna??? Sople??? To nie musimy się wyprowadzać??? - Panika w kocich oczach stopniowo przeradzała się w zdziwienie. - To nie gruz się sypie?
- Oczywiście, że nie - uspokajałam zwierzaka - a jeśli gdzieś pojedziemy, to do lasu, ale jak będzie ciepło. Zostaw to pakowanie i chodź obejrzyj sobie obrazek.
Jasiek jeszcze nieufnie nadsłuchiwał kolejnych łomotów za oknem, ale już bez strachu i z wyraźnym zrozumieniem całej sytuacji. W końcu zerknął na moją robótkę i zdecydował....
- Fajne, możesz mi powiesić nad koszyczkiem, no wiesz, nad tym białym i ramkę też chcę białą .... A mogę im nadać imiona? - Jasiek całkowicie zapomniał o przeprowadzce.
- Jasne, że możesz - ucieszyłam się, że katastroficzne wizje wyburzanych kamienic, przestały zaprzątać kocią łepetynę, no i że moje dzieło docenione zostało:))
- Pankracy, Bonifacy, Serwacy.....- Jasiek wymieniał imiona, pojęcia nie mając, że ogrodniczo - wiosenne wybierał. - .... Zośka może być... - mruczał -... a ten piąty to nie wiem....może Jan?
Koci hafcik (wzorek z sieci) zawiśnie więc na ścianie, a my będziemy wyglądać wiosny, nie zważając na zaokienne hałasy, które jej nadejściu, jak widać i słychać, towarzyszyć muszą :))
A do lasu zabierzemy dzwoneczek, który dostałam od męskiego dziecięcia z podróży po Japonii.
Sówka jest masywna i pięknie, donośnie dzwoni. Będzie witać gości:)))
Tylko niech ta wiosna już będzie.....
Tego sobie i Wam Wszystkim Zewsząd, serdecznie z Jaśkiem życzymy:)))