czwartek, 18 października 2012

Zostawiam otwarte drzwi...

Witam Wszystkich Zewsząd


Się porobiło mi tu :)))

Wychodzę z mojego lasu i nie oglądam się za siebie, ale drzwi zostawiam otwarte, przecież wrócę.... niedługo, hmm.

 Dąb pożegnał mnie rudą czerwienią, a brzoza westchnęła i zaszeleściła białą korą...wrócisz?
No jasne , że wrócę, lesie mój prywatny, ale teraz inne mi krajobrazy po skołatanej głowie chodzą:)) O takie:

Granada. Zdjątko z netu

Kochani, doczekałam się! Lecę do Andaluzji zobaczyć się z dziecięciem i sprawdzić, czy opowieści o Maurach i konkwistadorach, to czasem nie ściema i jeszcze zobaczę, czy małpy na Gibraltarze mają się dobrze i czy panowanie Anglików nie jest zagrożone :)) Zawszeć to lepiej wiedzieć ......Tak się cieszę!!!!!!!!!!!!!!!
Póki co, latam, ale po chałupie i organizuję m. i Jaśkowi życie na męsko-kocią łapę, z pomocą dobrej sąsiadki kociary, żeby w czas niebytności mojej kocisko z tęsknoty nie głodowało :)). No a Panowie patrzą na mnie ze zdumieniem, bo kolejna koncepcja, co to ja mam spakować, upadła i wszystko zaczynam od początku... Chyba mam syndrom sójki :)))

A tu jeszcze kolejna niespodzianka spadła jak anioł z nieba i stosownego komentarza koniecznie wymaga. a było tak:

-Jasieeeeeeeek! Chodź tu szybko! - zawyłam radośnie, zamykając drzwi za listonoszem.
- Co jest?! - Kot z impetem wskoczył na stół, a trafiwszy na śliski papier, ledwo wyhamował przy krawędzi.- -Jedzenie? Pora na jedzenie? No gdzie jest?- oblizał się i nerwowo rozejrzał wokół, widząc na stole jedynie pokaźnych rozmiarów kopertę.
- Żadne jedzenie, żarłoku jeden, przyszła przesyłka od Cheni, chodź zobacz- rozrywałam z niecierpliwością paczuszkę.
- Co, znowu, coś ci przysłali - mruknął Jasiek i niby od niechcenia, przymierzał się do zagarnięcia kolorowego sznureczka.
- No przysłali - cieszyłam się jak dziecko, bo domyślałam się, że paczuszka kryje obiecany inicjał zrobiony na szydełku przez zdolną Chenię, specjalnie dla mnie!
- Otwieraj- zdecydował kot i przysunął się bliżej.
- O matko!!!! - nie kryłam zdumienia, usiłując obejrzeć prezent, zaglądając między łapami Jaśka, ale nie dało rady.



- Mysz! Mysz! To dla mnie! -  Darł się Jasiek i nim się połapałam śliczna biała myszka, uszyta przez Chenię, została bez pytania zarekwirowana przez mojego pomylonego kota.

- Jasiek! A skąd wiesz, że to dla ciebie?- próbowałam się z nim droczyć.
- Jasne, że dla mnie, to oczywiste, ty przecież lubisz ptaszki, po co ci mysz? - tłumaczył nieoczekiwany beneficjant i oglądał zdobycz.

- Piękna!- sapał z podziwem - i jakie ma czarne oczka i długie wąsiki, prawie jak moje - dodał zachwycony - o i sznurek z kółeczkiem ma do powieszenia, chodź się bawić - spojrzał na mnie błagalnie - potem sobie resztę obejrzysz.
= O nie, kochany, żadne potem, dostałeś mysz, to się baw, ja tu muszę wszystko dokładnie pooglądać.
- Jak sobie chcesz, ale ja spadam - to mówiąc , Jasiek porwał zdobycz i pognał z nią do pokoju.
- A dziękuję?- zawołałam za nim, bo sporo pracy wkładam codziennie w uczenie go dobrych manier i była okazja do sprawdzenia postępów w nauce.
- Dziikuje badzo- doszły mnie z pokoju kota bełkotliwe wyrazy wdzięczności, a po chwili słyszałam już tylko tupot kocich łap i radosne pomiaukiwanie.

Taka to jest kocia wdzięczność, Cheniu Kochana. Ja natomiast będę Ci dziękować po swojemu.:))

Po pierwsze za to, że zechciałaś mnie tak pięknie obdarować.
Po drugie, że zrobiłaś specjalnie dla mnie śliczną literę "S" i jeszcze uszyłaś do niej woreczek.
Po trzecie, dziękuję za przecudny haft z literką s i ptaszkiem na woreczku pełnym lawendy.
Po czwarte za cudną mysz dedykowaną Jasiowi.
Po piąte za słodką karteczkę z motylkiem i szydełkowym kwiatkiem.
A po szóste, i za to najbardziej, za przemiłe słowa, własną ręką na tej karteczce zapisane.

Dziękuję.



Czyż świat nie jest piękny?
No to ja lecę, cokolwiek to znaczy, a Wszystkich Zewsząd pozdrawiam serdecznie, dziękując, że pozwalacie mi dzielić się ze sobą dobrymi myślami.

środa, 10 października 2012

"A gdybym był młotkowym...." Podumanka i list.

Witam Wszystkich Zewsząd


Kiedy zaprzyjaźniona samotna kobieta przeprowadza się do nowego mieszkania, to najpierw nie je i nie śpi po nocach, a potem dzwoni...do mnie. Nie twierdzę, że regułą to jest, ale , nie wiedzieć czemu, przydarza mi się taka sytuacja nader często. Nie, nie twierdzę też, że mi to przeszkadza, że uciążliwe jest, albo, że mi się nie chce. Przeciwnie, chce mi się bardzo, jeno na stare lata mam problem z ...utrzymaniem młotka w dłoni, nie mówiąc o rytmicznym nim postukiwaniu w "coniebądź". Wiertarka i piła też się zrobiły jakieś cięższe i nieporęczne, jedynie wkrętarka wydaje się utrzymywać swoją wagę i nie robić mi wbrew:)) Prawie dwa tygodnie, dwie słabe niewiasty "robiły za młotkowe", ku szczeremu zadziwieniu pewnego sąsiada, który o 22,05 zastukał do drzwi z propozycją (słuszną poniekąd), żeby hałasów zaniechać, bo on w sen błogi chciałby zapaść, a my mu to skutecznie uniemożliwiamy. Kurczę, a zostało 10 cm blatu do przycięcia :))) Poczciwina przyciąć pozwolił, ale na swoje piętro wracał z niedomkniętym otworem gębowym. " I co się dziwisz?" chciałoby się rzec za bohaterką filmu "Jasminum", baby z piłą nie widziałeś? No niech mu tam.
No i okazuje się, że babskie remonty satysfakcję dają nieprzecenioną, bo nie dość, że mieszkanie przytulne wielce się zrobiło, to jeszcze bez ran kłutych i szarpanych się obeszło, a na dodatek nikt nam nad głową męskim basem od blondynek nie wymyślał. Znaczy się dałyśmy radę:))
 Jeden tylko mankament remontowego przedsięwzięcia dojrzałam bardzo wyraźnie. Każdy mój nocny powrót do domu, obrażony Jasiek kwitował jednym zdaniem : " Mogłaś wcale nie wracać, ten duży facet też wie, jak napełniać moje miseczki, a kolana do wylegiwania się to ma większe niż ty". Kocia lojalność, psia mać!

Podumawszy sobie o nieograniczonych możliwościach w kobietach drzemiących, chciałam o jeszcze jednej....
Kiedy tak szalałam z tym młotkiem, świata bożego nie widząc, w innym miejscu Polski, inna, (aczkolwiek dobrze nam znana), kobieta zawiązywała sznureczki na paczuszce, w którą z niewysłowionej dobroci serca i myśli gorących jak piec martenowski, zapakowała rzecz tak cudną, że oniemiałam!


 - Ja chcę, ja chcę rozpakować! - darł się Jasiek- bo śliczny sznureczek na przesyłce uznał za swój własny.
- Jasiek, wynocha, to moja paczuszka - bezceremonialnie odsunęłam kota i cała w emocjach zajrzałam do środka.
- Ten jest mój! Ten jest dla mnie!- rozpychał się kocur na widok kolejnego sznureczka.


 - Ani mi się waż tknąć!- Chciałam też wrzasnąć, ale nie wyszło, bo wzruszenie mowę mi odjęło na dłuższą chwilę.
W paczuszce znalazłam karteczkę tak piękną, że z chwilowa niemota w stan przewlekły się zaczęła przeobrażać...Jasiek chyba zauważył mój stan emocjonalny, bo przysiadł cicho z boku i tak razem wgapialiśmy się w to cudo.


- Co to jest?- zapytał prawie szeptem zadziwiony kot.
- Ach, Jaśku - westchnęłam zachwycona - to karteczka z pozdrowieniami od Marty z Deco-pasji, zobacz, jaka śliczna, z gniazdkiem, które mam na pisance od niej i z ptaszorkami, które uwielbiam, i z ciepłym, kochanym tekstem...
- Ty to masz fajnie - Jasiek wyciągnął się na stole i zamyślił głęboko - do mnie to nikt karteczek z myszami nie przysyła...może mnie nie lubią - zastanowił się i miauknął zrezygnowany.
- Ej, Jasiu, wąsy do góry, przypomnij sobie ile pozdrowień dostałeś od Wszystkich Zewsząd. Jestem pewna, że Cię lubią - uspokajająco pogłaskałam łaciate futerko - jak chcesz, to dam ci kawałek tego sznureczka.
- Pewnie, że chcę- ucieszył się Jasiek - i pozdrów tę fajną Martę - dodał zajęty nową zabawką.

 

- Pewnie, że pozdrowię, a przede wszystkim bardzo podziękuję, za ciepłe słowa, za dobre myśli, za pamięć, za wspaniałą niespodziankę. Marto, jesteś nadzwyczajna !!! Dziękuję.



No i sami widzicie. W takich chwilach młotek staje się lekki jak piórko z karteczki Marty, a perspektywa kolejnego remontu (tym razem w mojej kuchni) to mały pikuś:))
Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i życzę dobrych dni.