Jeśli myślicie, że spakowałam tenisówki przed odlotem do umiłowanej ojczyzny, to powiem, że nie do końca :))
Tkwiły twardo na moich stopach, w czas pokonywania ostatniego etapu podróży, kiedy to opuściwszy piękną i zamgloną o świcie Andaluzję, jechaliśmy przez Murcję do Alicante. Zaspana i zziębnięta, zerkałam dość nieuważnie na okolicę, a oprzytomniałam dopiero na miejscu.
Wjechaliśmy w sam środek lata!
- To ja jadę na lotnisko, oddać samochód, a wy tu poczekajcie w hotelu - zarządziło moje męskie dziecię i tyle go widziałyśmy.
- Jasne! W hotelu! Jeszcze czego! - zbuntowałyśmy się natychmiast i pogrzebawszy w walizkach, wyciągnęłyśmy to, czego trzeba nam było najbardziej i z wypchanymi torbami pognałyśmy na....plażę!!! Daleko nie było, hotel stał prawie przy brzegu morza.
I co? Myślicie, ze nie wlazłam do wody? Wlazłam i siedziałam w niej chyba z godzinę, bo była cieplejsza od powietrza. Pływało się w tej solance dość dziwnie, ale co tam, było fantastycznie! Mam na to kwity, o, zobaczcie :))
Matko! Wierzyć mi się nie chciało, że po tych deszczowych dniach, Hiszpania zgotuje mi taką niespodziankę!
Piękne słońce, biały mięciutki piasek, przystojny Hiszpan roznoszący Sangrię z lodem....
Ja Was najmocniej przepraszam, że w środku bożonarodzeniowych przygotowań serwuję takie roznegliżowane fotki, ale rzetelność dziennikarska, cokolwiek to znaczy, nie pozwala mi na taktowne przemilczenia :)))
Siedziałam na tej plaży aż do zmierzchu, zapominając na śmierć o pozostawionych w hotelu tenisówkach i gapiąc się na nadmorskie gołębie (?), które przechadzały się wśród plażowiczów, grzebiąc w piasku, jak wytrawne kury. A czy to nie mewy powinny przebywac w takich miejscach? No, mniejsza z tym :))
W końcu jednak wieczór nadszedł i trzeba było pożegnać to wakacyjne miejsce. Jeszcze spacer po oświetlonej promenadzie ze słynną posadzką, sprawiającą wrażenie falującej i pofałdowanej. Jeszcze kupowanie drobiazgów na pamiątkarskich straganach. Jeszcze ostatnia kolacja pod palmami.... i ostatnia noc...
...... i koniec???
BUUUUUUUU!!!!
"A w Krakowie, na Brackiej pada...śnieg ...", o czym się przekonałam lądując (tym razem miękko) w Balicach. Całą drogę z Krakowa do Łodzi poświęciłam na konsumpcję moich ukochanych obwarzanków, krusząc w samochodzie syna obficie i nie mniej obficie łzy lejąc... . Tenisówki spały snem sprawiedliwych w bagażniku.
Żegnaj Hiszpanio!
- Skończyłaś wreszcie te opowieści? - zapytał kolejny raz Jasiek, wlokąc za sobą poplątany sznurek.
- No prawie skończyłam, a bo co?- najeżyłam się, czując, że zrozumienia, dla sumienności w relacjonowaniu podróży, u kota nie znajdę.
- Bo ja się nuuuuudzę - Jasiek był wyraźnie naburmuszony i patrzył na mnie z wyrzutem.
- Mam jeszcze zdjęcia z Alhambry, są bardzo interesujące, chciałam pokazać dziewczynom...
- O nie! Albo jakaś tam Alhambra, albo ja! - zagroził kot terrorysta i wpakował się na klawiaturę - innym razem pokażesz, a teraz dawaj te szyszki, które masz w wiaderku, zobaczymy, kto pierwszy je wciśnie pod szafę...
Rzeczywiście, miałam w pokoju całe wiadro szyszek...
- Niech będzie, ale nie wszystkie pod szafę, są w całkiem innym celu..... Jasieeeek!!!
- No co??? -
Ano nic, pomyślałam, patrząc w zmrużone i proszące oczy mojego kota. Jest czas Hiszpanii i czas jaśkowych szyszek. Właśnie nadszedł ten drugi.... a Alhambra? Kiedyś tam, przy okazji.....:))
zgrabne nogi, fiu,fiu! a następnym razem gdzie nas zabierzesz?
OdpowiedzUsuńMoże Madryt? :)))
Usuńno Kochana ... piękne zakończenie tej Twojej podróży ... nóżki jak marzenie .... plaża ...och
OdpowiedzUsuńa za oknem jak jest ... każdy widzi ;))
Buziaki :**
Też ja sobie okno zamknęłam :)))
UsuńFiu, fiu...niezła laska z Ciebie...Trochę Ci "zazdraszczam"....tej mokrości wodnej...w tak cudownym otoczeniu. Dzięki za super opowieści...kocur jest cudowny...Całuski pa...
OdpowiedzUsuńTe chwilowe mokrości zapaleniem oskrzeli się skończyły, ale warto było! Buziaki.
UsuńSnow ja Tobie bardzo dziękuję za takie piękne posty w naszej szarości :))
OdpowiedzUsuńA jednak... słońce postanowiło zafundować Tobie wspaniałą niespodziankę:))
Szkoda, że to już koniec...
P.S. Figura godna pozazdroszczenia:))
Buziaki dla Jaśka!
Dzięki Malanko :)))
Usuńta wycieczka to chyba przygoda zycia!:) pozdrawiam:))
OdpowiedzUsuńOj chyba tak, Grodziu, chyba tak :))
UsuńPlaża... zatęskniłam za latem... a Alhambrę koniecznie musisz pokazać! Przynajmniej wirtualnie pozwiedzam :)))
OdpowiedzUsuńDobrze , Cheniu, specjalnie dla Ciebie będą fotki :))
Usuń:))) Buziaki.
OdpowiedzUsuńZa co Ty przepraszam przepraszasz? Za pokazanie namiastki tego co cie na chwile uszczesliwiło? A skad masz pewnosc ze kazdy podczytywacz jest w amoku przygotowań do świat?
OdpowiedzUsuńWszak to dopiero listopad.Bez przesad! Powiem ze ja przegladam katalogi z cieplymi krajami...Juz bym sie spakowała GDYBYM MOGŁA? Nie na kazdym blogu musi kipiec swietami w listopadzie...
Może i masz rację, Pati. A że uszczęśliwiło to pewne:)))
Usuńfajnie było poplazować , fajnie Cie ta Hiszpania pozegnała :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Ag
Pełna rehabilitacja w końcówce :))) Pozdrawiam.
UsuńHej Śnieżynko, najważniejsze że i słońce było i tenisówki wyschły :D Przeczytałam raz jeszcze wszystkie Twoje relacje - tak fajnie się to czyta - może pomyśl o tym zawodowo?! Pozdrowienia dla szyszkowego Jaśka!
OdpowiedzUsuńZawodowo? W tym wcieleniu już chyba nie zdążę :))))Ale dzięki za miłe słowa.
UsuńAle fajnie pomarzyć, gdy za oknem burość....
OdpowiedzUsuńA Jasiek wygląda nie dość, że na zadomowionego, to jeszcze rośnie na małego terrorystę:). Buziaki!
On tylko udaje, toż to kraina łagodności, a nie kot :)))
Usuńoj ty małpo jedna...ale masz boskie nogi...buuu nie lubie cię:)))) a Jasiek...poza jak Rocky Balboa:)))))))buziolki!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńAaaaaaa!!! A mówiłaś, że lubisz ....teraz ja buuuu :)))
UsuńAleż nam się laska wyłoniła:)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
I Ty też? Powariowałyście wszystkie, ale jakie to miłe wariactwo :)))
UsuńDziękuję.
Mnie tam nie przeszkadza lato pod koniec jesieni,bo bardzo lubię takie "odchylenia".Mam mnóstwo znajomych,którzy zmieniają strefę klimatyczną bo tu wytrzymać nie można.Fajna pora Ci się trafiła na wyjazd i jeszcze plażowa pogoda na deser.Czekam na kolejne fotki bo baartdzo lubie takie klimaty.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCoś jeszcze dodam, jak Jasiek pozwoli:)))
UsuńAch, pozazdrościć tego słońca, piasku, palm... no i takich nóg oczywiście:)) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńKurczę, też bym poleżała w październiku na plaży. Jak pomyślę, że do kwietnia, kiedy można "otworzyć" sezon w Kaczorówce jeszcze pół roku to mi gorzej:( A potem się dziwić, że deprecha nas łapie, jak ma nie łapać w te ciemne zgniłe dni? A nóżki, jak już dziewczyny zauważyły, masz kochana zgrabniutkie, w sam raz do mini:)
OdpowiedzUsuńTo może solarium i basen? Zawszeć to jakaś namiastka:))
UsuńJak się nazywała Ta, co z piany wyszła......??????????????????????? SNOW ?????? , czy coś ?????.........:)))))))))))))))))))))))))))))))))
OdpowiedzUsuńhe, he,jesteś niemożliwa! :))))
UsuńNie mam nic przeciwko listopadowi i jego miękkiej, czasem mglistej, a czasem mokrej szarości, ale fajnie sobie czasem zafundować taki letni antrakt.
OdpowiedzUsuńJasiek jest super!
Ninka.
A Snow jaka jest, każdy widzi:)))))))))))))
UsuńNinka.
Tylko Nasza Kochana Ninka wciąż anonimowa jest:))) Buziaki.
UsuńWreszcie wiem jak spędziłaś ten tydzień, Snow. No i... Fajnie go spędziłaś. Ściskam!
OdpowiedzUsuń