Witam Wszystkich Zewsząd
Jasna cholera! Zaklęłam szpetnie i wcale nie po hiszpańsku, wychodząc o poranku na granadzki tarasik, żeby się śródziemnomorskiego powietrza nawdychać, a po prawdzie, wyszłam zapalić, bo od tego paskudnego nałogu wolna nie jestem:))
Ja to mam szczęście! Z hiszpańskiego nieba lały się strumienie deszczu, a mit o słonecznej Andaluzji mogłam sobie w buty, znaczy się w te, no.. tenisówki wsadzić!
Jedziemy do Sewillii! Zdecydowało moje męskie dziecię, które od kwadransa przeszukiwało portale pogodowe i też się brzydko pod nosem wyrażało ale po angielsku i szeptem, coby mateczki nie urazić:)))
Ach, Sewilla! Może być Sewilla, zgodziłam się potulnie i zabrałam za zawiązywanie tenisówek, po czym ruszyłam zrezygnowana do samochodu, dorabiając sobie w myślach teorię o indywidualizmie i oryginalności podróżowania po Andaluzji w deszczu, podczas gdy wszyscy normalni podróżnicy zwykli to w pełnym słońcu czynić. Eh, taka karma!
Wycieraczki ledwo nadążały, hiszpańskie stacje radiowe nadawały muzykę, która budziła we mnie uczucia mało przyjazne, żeby nie rzec wrogie, a chmury zamiast się rozejść, kłębiły się ponuro nad górami, jak pełne rozczarowania myśli w mojej głowie.
W Sewilli, osłonięci rachitycznymi parasolkami z Rossmana ( sztuka na dwie osoby) przemknęliśmy się drobnym truchtem do budowli, która olbrzymią będąc, dawała nadzieję na suche schronienie. Katedra!!!
Nie muszę Wam mówić, że w środku zapomniałam o deszczu, mokrych tenisówkach i całym świecie, Monumentalizm tego miejsca i bogactwo zdobień, porażają nawet największego sceptyka. Zdjęć albumowych nie będzie, trzeba szukać w sieci, ja zrobiłam kilka ( mało udanych), bo się powstrzymać nie mogłam:)))
Podumawszy chwilę nad naturą człowieczą przy grobowcu Krzysztofa Kolumba, poszliśmy szukać wejścia do wieży, z której widok na miasto miał się roztaczać przepiękny.
Ktoś po polsku bąknął, że to siedemnaście pięterek, więc bez lęku rozpoczęłam radosną wspinaczkę " na okrętkę", bez możliwości skrętu w prawo:)) O Polko naiwna! Pięterek było ze czterdzieści, ale widoki po drodze i na szczycie warte i stu!
I padać przestało!!!
Schodząc z wieżyczki , tym razem bez możliwości skrętu w lewo i zdejmując po drodze z wykuszów kilka nieporadnych japońskich staruszek ( po co tam właziły u licha?!), wierzyliśmy, że nie wszystko stracone.
Plac Hiszpański!
Wchodzi się tam przez bramę, jak do wnętrza pałacu, a w środku.... no sami zobaczcie.
Z drugiej strony Plaza de Espańa wychodzi się do ogromnych ogrodów parku Marii Luizy, gdzie roślinność jest tak różnorodna, że nawet nie próbowałam odczytywać tabliczek z nazwami, jeno gapiłam się bezwstydnie. Nakarmiwszy hiszpańskie kaczki resztką bagietki ( budząc tym czynem niekłamane zadziwienie u moich dziewczyn), zabawiliśmy się w Stasia i Nel, przy czym mnie przypadła (jak zwykle) rola Kalego, ale i tak uśmialiśmy się zdrowo, chociaż drzewo, które nas zachwyciło, baobabem zapewne nie było:)))
W parku było ciemno, wilgotno i pachniało mokrą ziemią. Zupełne pustki wokół (bo kto chodzi do parku w taką pogodę?). Piękny i nastrojowy (z elementami głupawki) spacer:))
Ograniczeni czasowo, pozwoliliśmy sobie jeszcze na łażenie po uliczkach Sewilli, a na koniec ponownie się zadumałam ( tym razem nad upływem czasu), zapatrzona w wody Gwadalkiwir, której to rzeki prawie na zdjęciu nie widać, żebyście nie myśleli, że się nagle fotografować z samowyzwalaczem naumiałam:))
Wracaliśmy do Granady nocą i w milczeniu. Nostalgicznemu zamyśleniu nad pięknem Sewilli towarzyszył cichy chlupot wody w moich tenisówkach.....
Kiedyś tam wrócę i zobaczę ją w pełnym słońcu :))
Życzę Ci powtórki, ale w pełnym słońcu, z całego serca:))))pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńno tak, deszcze nie omijają nawet cudnej Andaluzji ;)
OdpowiedzUsuńale jak widać i wtedy można się świetnie bawić :)
Fajnie opowiadasz Snow :)
i fajnie, że wróciłaś :)
zdjęcie Jaśka z poprzedniego posta superaśne!
Cudowne widoki, tylko pozazdrościć ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie,
Mika <3
Musiało być cudnie...zazdroszczę:))
OdpowiedzUsuńi tak warto było ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
AG
Po przeczytaniu i obejrzeniu twojej relacji mam ogromna ochotę tam pojechać. Dzięki.
OdpowiedzUsuńTo mówisz, że deszcz, że duże drzewo? Wiesz o czym pomyślałam? O hobbitowym lesie. :) Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńTez bylam w tym roku w Sevilli;) bylo slonecznie i zar lal sie z nieba;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Fajna relacja - czy z deszczem, czy bez:)
OdpowiedzUsuńA Jasiek jak słodko sobie śpi.
Ninka.
Mokro Kochana, ale jak pięknie .... ech ...
OdpowiedzUsuńUściski przesyłam :)
Mokro , chłodno i do domu daleko ale co zobaczyłaś to twoje....Całuski pa...
OdpowiedzUsuńMamy coś ze sobą wspólnego, bo jak jak wyjechałam do Chorwacji (w wakacje!!!) to zastała nas ulewa, na szczęście, podobnie jak w Twoim wypadku, padało tylko pół dnia i reszta urlopu była słoneczna, mam nadzieję, że też tak miałaś:) Śliczne zdjęcia, piękne miejsce. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńOh Snow, dobrze, że chociaż bagietkę miałaś ze sobą:)
OdpowiedzUsuńDeszcze, mokre tenisówki a zdjęcia i wrażenia w sercu niezapomniane!Cudne zdjęcia :)
Pogoda jest czasem złośliwa. Byłaś tam jednak i zobaczyłaś, a my możemy sobie u Ciebie popatrzeć:)
OdpowiedzUsuńJezeli czegoś mi szkoda w taką pogodę,to że zdjęcia nie udadzą się tak ładnie.A poza tym zwiedzać i oglądać można zawsze.I pięknie było!Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZabawa w Stasia i Nel musiała być przebojowa :-) Chciałabym zobaczyć Ciebie w tej roli Kalego ;-P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
No to mnie Szeherezado ściągnęłaś brutalnie na ziemię:)))))
OdpowiedzUsuńJa już się nastawiłam na same ochy i achy z Twojej strony a tu masz Ci.Ale co tam. TY nawet narzekać na wesoło potrafisz:))))
Jestem jednak pewna, że prócz wspomnień tego deszczu pozostały te najważniejsze.I one się tylko liczą:))
Pozdrawiam serdecznie.
Cudnie, monumentalnie a że mokro? U nas nie lepiej a kocisko wreszcie odetchnęło z ulgą, że Pani na miejscu. Bardzo do twarzy mu w tym koszyku.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci tej Hiszpani jak cholera! 8 lat temu byłam z mamą , przejechałyśmy całe południe, było cudnie. Chętnie bym tam wróciła:)
OdpowiedzUsuńA to teraz rozumiem dlaczego nasz znajomy z Anglii przeprowadził się do Hiszpanii , bo tam też pada !
OdpowiedzUsuńAle jak widać z relacji deszcz w zwiedzaniu nie musi przeszkadzać , choć spod parasola mniej widać , wiem coś o tym .
Deszcz nie deszcz chętnie bym tam pospacerowała .
To lecę dalej :)
Nie wiedziałam, że Sewilla jest taka piękna... oj narobiłaś smaka... szkoda, że nikt ze znajomych nie mieszka w Hiszpanii...
OdpowiedzUsuń