wtorek, 6 listopada 2012

Tenisówki i moja Andaluzja cz.2. Sewilla

Witam Wszystkich Zewsząd

Jasna cholera! Zaklęłam szpetnie i wcale nie po hiszpańsku, wychodząc o poranku na granadzki tarasik, żeby się śródziemnomorskiego powietrza nawdychać, a po prawdzie, wyszłam zapalić, bo od tego paskudnego nałogu wolna nie jestem:))
Ja to mam szczęście! Z hiszpańskiego nieba lały się strumienie deszczu, a mit o słonecznej Andaluzji mogłam sobie w buty, znaczy się w te, no.. tenisówki wsadzić!
Jedziemy do Sewillii! Zdecydowało moje męskie dziecię, które od kwadransa przeszukiwało portale pogodowe i też się brzydko pod nosem wyrażało ale po angielsku i szeptem, coby mateczki nie urazić:)))
Ach, Sewilla! Może być Sewilla, zgodziłam się potulnie i zabrałam za zawiązywanie tenisówek, po czym ruszyłam zrezygnowana do samochodu, dorabiając sobie w myślach teorię o indywidualizmie i oryginalności podróżowania po Andaluzji w deszczu, podczas gdy wszyscy normalni podróżnicy zwykli to w pełnym słońcu czynić. Eh, taka karma!


Wycieraczki ledwo nadążały, hiszpańskie stacje radiowe nadawały muzykę, która budziła we mnie uczucia mało przyjazne, żeby nie rzec wrogie, a chmury zamiast się rozejść, kłębiły się ponuro nad górami, jak pełne rozczarowania myśli w mojej głowie.
W Sewilli, osłonięci  rachitycznymi parasolkami z Rossmana ( sztuka na dwie osoby) przemknęliśmy się drobnym truchtem do budowli, która olbrzymią będąc, dawała nadzieję na suche schronienie. Katedra!!!



Nie muszę Wam mówić, że w środku zapomniałam o deszczu, mokrych tenisówkach i całym świecie, Monumentalizm tego miejsca i bogactwo zdobień, porażają nawet największego sceptyka. Zdjęć albumowych nie będzie, trzeba szukać w sieci, ja zrobiłam kilka ( mało udanych), bo się powstrzymać nie mogłam:)))




Podumawszy chwilę nad naturą człowieczą przy grobowcu Krzysztofa Kolumba, poszliśmy szukać wejścia do wieży, z której widok na miasto miał się roztaczać przepiękny.
Ktoś po polsku bąknął, że to siedemnaście pięterek, więc bez lęku rozpoczęłam radosną wspinaczkę " na okrętkę", bez możliwości skrętu w prawo:)) O Polko naiwna! Pięterek było ze czterdzieści, ale widoki po drodze i na szczycie warte i stu!


I padać przestało!!!
Schodząc z wieżyczki , tym razem bez możliwości skrętu w lewo i zdejmując po drodze z wykuszów kilka nieporadnych japońskich staruszek ( po co tam właziły u licha?!), wierzyliśmy, że nie wszystko stracone.

Plac Hiszpański!
Wchodzi się tam przez bramę, jak do wnętrza pałacu, a w środku.... no sami zobaczcie.


Z drugiej strony Plaza de Espańa wychodzi się do ogromnych ogrodów parku Marii Luizy, gdzie roślinność jest tak różnorodna, że nawet nie próbowałam odczytywać tabliczek z nazwami, jeno gapiłam się bezwstydnie. Nakarmiwszy hiszpańskie kaczki resztką bagietki ( budząc tym czynem niekłamane zadziwienie u moich dziewczyn), zabawiliśmy się w Stasia i Nel, przy czym mnie przypadła (jak zwykle) rola Kalego, ale i tak uśmialiśmy się zdrowo, chociaż drzewo, które nas zachwyciło, baobabem zapewne nie było:)))


W parku było ciemno, wilgotno i pachniało mokrą ziemią. Zupełne pustki wokół (bo kto chodzi do parku w taką pogodę?). Piękny i nastrojowy (z elementami głupawki) spacer:))

Ograniczeni czasowo, pozwoliliśmy sobie jeszcze na łażenie po uliczkach Sewilli, a na koniec ponownie się zadumałam ( tym razem nad upływem czasu), zapatrzona w wody Gwadalkiwir, której to rzeki prawie na zdjęciu nie widać, żebyście nie myśleli, że się nagle fotografować z samowyzwalaczem naumiałam:))


Wracaliśmy do Granady nocą i w milczeniu. Nostalgicznemu zamyśleniu nad pięknem Sewilli towarzyszył cichy chlupot wody w moich tenisówkach.....
Kiedyś tam wrócę i zobaczę ją w pełnym słońcu :))

21 komentarzy:

  1. Życzę Ci powtórki, ale w pełnym słońcu, z całego serca:))))pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. no tak, deszcze nie omijają nawet cudnej Andaluzji ;)
    ale jak widać i wtedy można się świetnie bawić :)
    Fajnie opowiadasz Snow :)
    i fajnie, że wróciłaś :)
    zdjęcie Jaśka z poprzedniego posta superaśne!

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowne widoki, tylko pozazdrościć ;)

    pozdrawiam serdecznie,
    Mika <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Musiało być cudnie...zazdroszczę:))

    OdpowiedzUsuń
  5. i tak warto było ;)
    pozdrawiam
    AG

    OdpowiedzUsuń
  6. Po przeczytaniu i obejrzeniu twojej relacji mam ogromna ochotę tam pojechać. Dzięki.

    OdpowiedzUsuń
  7. To mówisz, że deszcz, że duże drzewo? Wiesz o czym pomyślałam? O hobbitowym lesie. :) Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  8. Tez bylam w tym roku w Sevilli;) bylo slonecznie i zar lal sie z nieba;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Fajna relacja - czy z deszczem, czy bez:)
    A Jasiek jak słodko sobie śpi.
    Ninka.

    OdpowiedzUsuń
  10. Mokro Kochana, ale jak pięknie .... ech ...
    Uściski przesyłam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Mokro , chłodno i do domu daleko ale co zobaczyłaś to twoje....Całuski pa...

    OdpowiedzUsuń
  12. Mamy coś ze sobą wspólnego, bo jak jak wyjechałam do Chorwacji (w wakacje!!!) to zastała nas ulewa, na szczęście, podobnie jak w Twoim wypadku, padało tylko pół dnia i reszta urlopu była słoneczna, mam nadzieję, że też tak miałaś:) Śliczne zdjęcia, piękne miejsce. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  13. Oh Snow, dobrze, że chociaż bagietkę miałaś ze sobą:)
    Deszcze, mokre tenisówki a zdjęcia i wrażenia w sercu niezapomniane!Cudne zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Pogoda jest czasem złośliwa. Byłaś tam jednak i zobaczyłaś, a my możemy sobie u Ciebie popatrzeć:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Jezeli czegoś mi szkoda w taką pogodę,to że zdjęcia nie udadzą się tak ładnie.A poza tym zwiedzać i oglądać można zawsze.I pięknie było!Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  16. Zabawa w Stasia i Nel musiała być przebojowa :-) Chciałabym zobaczyć Ciebie w tej roli Kalego ;-P
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  17. No to mnie Szeherezado ściągnęłaś brutalnie na ziemię:)))))
    Ja już się nastawiłam na same ochy i achy z Twojej strony a tu masz Ci.Ale co tam. TY nawet narzekać na wesoło potrafisz:))))
    Jestem jednak pewna, że prócz wspomnień tego deszczu pozostały te najważniejsze.I one się tylko liczą:))
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  18. Cudnie, monumentalnie a że mokro? U nas nie lepiej a kocisko wreszcie odetchnęło z ulgą, że Pani na miejscu. Bardzo do twarzy mu w tym koszyku.

    OdpowiedzUsuń
  19. Zazdroszczę Ci tej Hiszpani jak cholera! 8 lat temu byłam z mamą , przejechałyśmy całe południe, było cudnie. Chętnie bym tam wróciła:)

    OdpowiedzUsuń
  20. A to teraz rozumiem dlaczego nasz znajomy z Anglii przeprowadził się do Hiszpanii , bo tam też pada !
    Ale jak widać z relacji deszcz w zwiedzaniu nie musi przeszkadzać , choć spod parasola mniej widać , wiem coś o tym .
    Deszcz nie deszcz chętnie bym tam pospacerowała .
    To lecę dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Nie wiedziałam, że Sewilla jest taka piękna... oj narobiłaś smaka... szkoda, że nikt ze znajomych nie mieszka w Hiszpanii...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję Wszystkim Zewsząd za każde słowo :))