Widzę, Kochani, że jednak czytacie moje opowieści, więc piszę dalej, bo skoro jednak nie "na Berdyczów".... to i posłuchajcie :))
Kolejny pochmurny poranek w Granadzie, zepsuł nam nastrój i nie wiedząc, co robić, zdecydowaliśmy zaufać prognozom i pojechać nad morze. Padło na Almerię. Dobra, nawet się ucieszyłam, bo tam stoi zamek ogromny, podobno największa zachowana warowna budowla , słynna Alcazaba.
Wyjechaliśmy dość wcześnie, bezskutecznie szukając stacji z muzyką, która poprawiłaby nam nastrój, ale w radio jak na niebie, ponuro raczej...
- O! Jak malowniczo. - próbowałam rozładować ciężką atmosferę w samochodzie.
- Taaa.. - usłyszałam mało entuzjastyczny trzygłos, więc poniechawszy dalszych prób naprawiania świata, włożyłam swoje słuchawki i z małą pomocą Kasi Nosowskiej dojechałam do celu.
Mury zamczyska górowały nad miastem, więc zanurzyliśmy się w plątaninę wąskich uliczek, coby jak najbliżej do zabytku podjechać. Pech chciał, że panience od GPS-u coś się pomyliło i wyprowadziła nas do zamku od tej , no, d...y, znaczy się drugiej, rzec chciałam, strony.
Zamek wyglądał imponująco.
Od zadzierania głowy do góry rozbolał mnie kark, więc chcąc go rozmasować, rozejrzałam się po okolicy i... zdębiałam!
Zabytek z czasów Maurów stał pośród slumsów, a wokół rozciągało się wysypisko śmieci!
Na dodatek pasł się tam koń, a sygnalizator świetlny, nie wiedzieć czemu ustawiony na czymś, co kiedyś przypominało zapewne skrzyżowanie, był tak stary jak ruiny Alcazaby...
Nieopodal koty okupowały pojemnik na odpadki, a kawałek dalej marokańsko - cygańskie dzieci bawiły się beztrosko w jakąś grę, w towarzystwie kilku kur i nieokreślonej rasy psa. Na nas nie zwracał nikt uwagi, natomiast moją zwróciła, ciekawa girlanda zawieszona nad uliczką..
Spojrzałam z obawą na swoje tenisówki i upewniwszy się, że wciąż są tam, gdzie powinny, zarządziłam odwrót z tego miejsca.
A więc taka jesteś, Hiszpanio, od kuchni....zamyśliłam się nad losem ludzkim i te myśli towarzyszyły mi już do końca dnia. Nie rozwiały ich nawet, podziwiane póżniej, zadbane już mury kościołów....
...ani piękne uliczki i skwery.....
Dopiero spacer po żwirowej plaży promenady w Almerii i uspokajający szum fal sprawiły, że przestałam się zastanawiać, dlaczego świat jest tak głupio urządzony i nakarmiwszy ciężarną kotkę siedzącą na falochronie, zajęłam się podziwianiem brązowych meduz, których było przy brzegu mnóstwo.
Pożegnałam Almerię przed zmierzchem, mając w uszach szum morza , a na nogach bezpiecznie zawiązane i (o dziwo) całkiem suche, tenisówki. Było pięknie, ale jakoś tak smutno i nostalgicznie, chyba wolałam ulewy na Costa del sol :)))
No, dobra, ale kto powiedział, że ma być euforystycznie, hedonistycznie, epikurejsko i tylko tak?! Wszak podróże kształcą, czyż nie? :))) Tylko ten koń na śmietniku.....ehhh.
Skończyłam pisać, a Jasiek przyjrzał mi się uważnie i chwilę zastanowił...
- Jesteś smutna? Bo jak jesteś, to przestań już tłuc w tą klawiaturę i albo wracaj do łóżka, albo chodź się bawić moją myszą! Jutro sobie napiszesz weselszą historię.
No to poszłam :))))))
Dziękuję Wam za cierpliwość, a trzechsetną obserwatorkę BiBi (o konsekwencjach niebawem :)) ) serdecznie witam i pozdrawiam:)).
Twoja opowieśc mnie bardzo rozweseliła. Dzisiaj dopiero miałam chwilę, żeby od początku z nalezytą uwagą przeczytać o Twojej wyprawie.
OdpowiedzUsuńPiękne widoki!
A pogoda, w sumie nie wiem czy nie lepsza niż moje tegoroczne zwiedzanie Hiszpanii przy 40stopniach w cieniu. Mdlaliśmy z gorączki...
taki ten nasz świat i masz racje podróże kształcą...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Ag
Taki to ten świat, czasem wywrócony do góry dnem .... Całe życie uczymy się czegoś nowego ... Ale spędziłaś ten czas w doborowym towarzystwie, no i w trampkach, które to dzielnie Ci towarzyszyły ;)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i ściskam :*
wow ależ zamczysko...oj zazdroszczę, zazdroszczę...pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńFajne te twoje opowieści, tak, tak podróże kształcą, nauka idzie w nas a nie w las ....całuski pa...
OdpowiedzUsuń...piękna opowieść ale trochę mnie zasmuciła. To zderzenie przepięknych zabytków z brzydota i biedą!
OdpowiedzUsuńPiękna opowieść Snow!
OdpowiedzUsuńTak to już jest ten nasz świat skonstruowany... Niewiele z nas mogło by pomyśleć, że tam też można spotkać obraz nędzy i rozpaczy. Jakby nie było, to świata zmienić się nie da. Czasami znajdując się w takich miejscach, doceniamy jak wiele dostaliśmy od życia, pomimo tego, iż w rzeczywistości mamy niewiele...
Ta panienka z GPS kiedyś na Mazurach zaprowadziła mnie do celu, który był dwa cm od wielkiego betonowego ogrodzenia, tzn. też od tyłka strony:))
zastanawia mnie ta tesnisówkowa girlana-widziałam podobną w UK.
Buziaki ogromne:*
Te buty na drutach to tak zwane "shoefiti". Mogą oznaczać:
Usuń!. Obecność dealerów narkotyków w tym miejscu.
2. Porachunki gangów ( buty już nie mają właściciela)
3. Kolejny młody człowiek (obu płci) przeszedł inicjację seksualną.
4. Wiszą dla zabawy, bo tak robiono w USA.
Buziaki, Kochana :))
Piękne opowieści:) Widać na całym swiecie tak jest, że piekno miesza się z brzydotą, a bieda z bogactwem... Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń:))) Sama nie wiem co bardziej pocieszne - czy Jasiek ganiający za myszą w ramach redukowania Twojego przypuszczalnego smutku, czy Twoje tłumaczenie shoefitiowe ;) Ale niezależnie od wyniku mych rozważań i jedno i drugie czytało się doskonale. :) Uściski serdeczne
OdpowiedzUsuńLubie Cię:))
OdpowiedzUsuńTyle!
Taka samą girlandę z tenisówek uwieczniłam na zdjęciu w Pradze. Nie wiem tylko o co biega z tym wieszaniem?
OdpowiedzUsuńZobacz wyżej:))))
UsuńHa... ciesz się, że pogoda choć taka była, zawsze mógł padać Śnieg. Fajnie, że już jesteś i dzielisz się tym z nami. Widzę, że wyjazd się udał. Teraz tylko czekać nowych skarbów i relacji. Już doczekać się nie mogę.
OdpowiedzUsuńBuziak i zapraszam do mnie - już na agnieszka-krason.blogspot.com
...i dobrze zrobiłaś, bo to się nie da opisać, choćby się bardzo nawet chciało...
OdpowiedzUsuńTak, czy inaczej Twoje przygody w pepegach, czy w trampkach, czy jak im tam jeszcze...;) bardzo pięknie opisane i przedstawione...i obfocone :)
Buziaki :*
M.
Snow a gdybyście do tego zamku zajechali od dobrej strony były by inne widoki??
OdpowiedzUsuńciekawe to bardzo, tak sobie wyobraziłam, że gdyby nie było tam tych slamsów, gdyby państwo zadbało o to miejsce to byłoby tam cudowanie :)
niestety w Polsce też pełno takich miejsc, nie dbamy o piękno! ;/
Byłam taka zła, ze już mi się nie chciało sprawdzać, ale zdjęcia z sieci pokazują obrazki jak malowane, uhh!
UsuńWszędzie tak jest- pod zwiedzających się robi i sprząta, a tam gdzie nie powinni dotrzeć zostawia się wszystko tak jak jest. Mieszkam w mieście oblężonym przez turystów i wiem jak wygląda centrum, a jak obrzeża- niestety:)
OdpowiedzUsuńAle Jasiek ma rację, na smutną minę najlepsza zabawa z myszką:D
Producent trampek powinien wynagrodzić Ci darmową reklamę :))))Cudowna wycieczka, a miejsca takie są wszędzie. Gratuluję odwagi:) Wylądowaliście w takim miejscu, gdzie obcy są intruzami:)))) Pozdrawiam:)))
OdpowiedzUsuńMam kilka podobnych wspomnień - nie tylko z zagranicy.
OdpowiedzUsuńA Jasiek (to znaczy kot)- powtarzając za Kabaretem Starszych Panów - jest dobry na wszystko!
Ninka.
Zazdroszczę ci tej wyprawy.Z góry przepraszam bo wiem, że to kłopotliwe i czasochłonne ale zaprosiłam Ciebie do wyróżnienia i zabawy Liebster Blog.Szczegóły u mnie. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNawet gdy zaświeci słońce , to niektóre miejsca i tak pozostaną zacienione :(
OdpowiedzUsuńTakie jest życie ...
Dlatego podróże mojego brata nie wiodły i nie wiodą nigdy ......ścieżkami z folderów.Ale wiesz oglądając tą Twoją fotorelację, (również odczuwając to zakłamanie pokazywane w folderach) wiem jednak, że ludzie żyjący w tych dla nas strasznych warunkach uwierz mi, potrafią się o wiele bardziej cieszyć życiem i być szczęśliwymi, niż MY......
OdpowiedzUsuńPozdrowień moc posyłam:)
Taki piękny zamek, i taka przecież historia! A takie smutne niemal zakończenie :/
OdpowiedzUsuńTa zawieszka z butów niby twórcza ale jednak groteskowa
bardzo fajne zdjecia :)
OdpowiedzUsuńNadrabiam zaległości.....Piękne wszystkie zdjęcia (z poprzednich wpisów też). I dokładne oddają prawdę o świecie! Z jednej strony pięknie, a druga jest bardziej mroczna i smutna..
OdpowiedzUsuńGirlanda z butów robi niezbyt przyjemne wrażenie...
Pozdrawiam serdecznie i miłych chwil życzę(przy zabawie z Jaśkiem też:)
Reasumując życie ma jednak zawsze i wszędzie dwa oblicza...i w tej sytuacji ja tam wolę zdecydowanie oblicze Jaśka ..cudne...
OdpowiedzUsuńUnas fotos muy bonitas.
OdpowiedzUsuńViviendo tu hija en Madrid seguro que vuelves a verla.
Besos desde España
Witaj.
OdpowiedzUsuńCo Ci będę ściemniać. Zdołowałam się...;D
Czekam na tego weselszego :) Ściskam serdecznie!!
ZDROWIA !!!!
A wiesz, że mnie nie zdołowałaś, świat nie zawsze jest piękny...
OdpowiedzUsuń