Ten pierwszy wyrósł w moim prywatnym lesie i ucieszył mnie wielce urodą i zapachem. Pokazał się w towarzystwie podgrzybków (czy czegoś tam) i psiarków, które aczkolwiek niejadalne, wyglądały równie pięknie :))
Duma mnie rozpierała, jaki to ja mam las grzybodajny, ale o posiłku z tych leśnych darów raczej marzyć nie mogłam:) Na szczęście dobrzy ludzie przytargali z prawdziwego lasu ilości maślaków tak wielkie, że do godziwego podziału zostałam dopuszczona:))
- Duszone maślaki - odpowiedziałam kotu, który na wszelki wypadek usiadł na krześle, niedaleko własnej miseczki.
- Eeee, grzyby- pokręcił głową niezadowolony - to dobre dla ślimaków, a nie dla porządnego kota. A z czym je robisz? - zapytał przez grzeczność, bardziej zainteresowany końcem ogona niż moimi poczynaniami kulinarnymi.
- Z cebulką, śmietaną i jajkiem, je robię, a bo co?- zaczynałam być zła z powodu kociej indolencji.
- Z cebulą?! Będzie brzydko pachnieć w całym domu - nastroszył wąsy i już zbierał się do wyjścia, gdy nieoczekiwanie dodał - lepiej zrób z jogurtem, to cię brzuch nie rozboli.
- Znalazł się, znawca ludzkich brzuchów - niepewnie spojrzałam na kota i z rezygnacją sięgnęłam do lodówki po jogurt - dietetyk filozof- pomyślałam i jeszcze raz uważniej przyjrzałam się Jaśkowi. Plamy na jego grzbiecie miały bardzo jednoznaczny kształt i porównując go z trzymanym w ręku kolejnym grzybem, nagle doznałam olśnienia.
- Jasiek! Dałam Ci złe imię, powinieneś się nazywać Maślak!- wykrzyknęłam radośnie zachwycona własną pomysłowością.
- Słucham?- kot spojrzał na mnie tak wymownie, że szybko policzyłam, czy mam wszystkie klepki na swoim miejscu i w przekonaniu, że mam, dalej wyjaśniać.
- No masz na plecach łatkę w kształcie grzybka, powinieneś mieć na imię Maślaczek. I oczko Ci się maśli - zapalałam się coraz bardziej do pomysłu - fajne imię, nie?
- Nie - odpowiedział ponuro kot, przyglądając się w lustrze swoim łatkom - Nie fajne.
- Oj tam, nie masz poczucia humoru, właśnie, że będę Cię nazywać Maślak - obstawałam przy swoim genialnym koncepcie.
- Taaaak?!- Jasiek był już najwyraźniej wkurzony - Jeśli chociaż raz powiesz do mnie per Maślaku, to ja będę do Ciebie mówił Ty... Ty...Purchawko!
- Dobra, żartowałam! - zawołałam przepraszająco, ale było to już wołanie na puszczy, bo obrażony Jasio odwrócił się tyłem do mnie i znieruchomiał, demonstracyjnie pokazując futerko z grzybkiem, cobym sobie nie myślała, że mi głupie pomysły ujdą na sucho.
- Ehh, Ty Jaśku- pomyślałam - będziesz zawsze Jasiem, ale i tak sobie czasem w duchu powiem do Ciebie: "Mój Ty Maślaczku Najsłodszy", no i co mi zrobisz? :))))
Duszone grzyby wyszły przepyszne i znalazły amatorów, nim zdążyłam pstryknąć fotki.... może następnym razem?
Nie wiem, jak Wy, ale ja się zupełnie nie wyrabiam z czytaniem i komentowaniem wszystkich nowych postów, tyle tego jest! Ale staram się, jak mogę :)))
Pozdrawiam najserdeczniej z życzeniami dobrych dni.
P.S. Nie wiedzieć czemu, moja jesień nie chce być pomarańczowa, jeno fioletowa. I co zrobisz, jak nic nie zrobisz:))
Buziaki.
No maślak jak się patrzy...swoją drogą ma Jasiek dar przekonywania;)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko
Witaj Snow Miła :) a jak żeś to zrobiła, że w lesie twym grzyb maślak wiedzie prym? ;) Swego czasu kupiłam grzybnię, zapodałam ją w ogrodzie według przepisu i... trzy lata minęło bez odzewu. Co najwyżej raz na jakiś czas pokażą się miniaturowe białe grzybki w bardziej wilgotnych rejonach trawnika. A jak już jestem w tym grzybnym temacie, to jaśkowy maślak bardziej wygląda mi na podgrzybka. ;)
OdpowiedzUsuńUściski serdeczne przesyłam :)
Nic nie robiłam, wzięło i wyrosło :))) Całuję:))
UsuńSzczęśliwy Twój las :) Uściski :)
UsuńNoż!!! Czemu wszędzie są grzyby - nawet na kocich futerkach- tylko u nas nie?!! Czymże zawiniliśmy pytam?!
OdpowiedzUsuńI wcale się nie dziwie Jaśkowi, że Maślakiem być nie chce!! Też bym nie chciała :)Ściskam!!
Kochana ten grzybek to nie maślaczek, to, sądząc po nóżce, koźlak szary i jeszcze urósł w pobliżu brzozy, one lubią takie miejsca. Może Jaśkowi bardziej się będzie podobał, jak będziesz mu maśliła od koźlaczków:)))) A u mnie na działce rosną najprawdziwsze rydze!!!!!
OdpowiedzUsuńWiem, wiem, maślaki się pochowały w trawie i mchu, ale też były i rydz (szt. jeden) w zeszłym roku się pojawił, hi,hi
UsuńJa również uważam, że ten na pierwszym zdjęciu, to kozaczek czerwony:)U mnie dzisiaj też grzybowo- dwie kanie , a la schabowe :)))))Pycha:))) Jasiek może być Maślakiem, też piękne imię dla kota:)) pozdrawiam :)))
OdpowiedzUsuńMiło masz na działeczce,mało ze las to jeszcze grzybki!
OdpowiedzUsuńJasiek cudny i z tyłu i z przodu,że się tak wyrażę:)
Grzyby godne zazdrości, ja tylko w państwowych lasach znajduję maślaczki:) Jasiek jak zwykle wywołał uśmiech na mojej twarzy:) Fioletowa jesień też jest piękna...
OdpowiedzUsuńSzczęściaro:)własne prywatne grzyby:)
OdpowiedzUsuńŚliczne grzybki...ja dziś też wybrałam się do lasu:))
OdpowiedzUsuńŚlę ciepłe jesienne pozdrowienia z uśmiechem serca*
Peninia ♥
http://peniniaart.blogspot.com
U mnie też dziś grzybki ...a smagliczki mamy takie same ;)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko :)
No taak:)jak mawiają "bogatemu to nawet diabeł dzieci kołysze".....a co niektórym grzyby same w ogrodach rosną,a jam się za nimi nachodziła w tym tygodniu i kicha,trochę maślaków i kani:)))pozdrawiam
OdpowiedzUsuńfaktycznie Pan Kot z Grzybowego Lasu:)) szlachetnie brzmi, może on arystokrata? pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńNo cóż, chyba rozumiem Jaśka.Gdybyś spróbowała go nazwać Borowik, no może Kozaczek? Ale Maślaczek wydał mu się zapewne zbyt mało szlachetny:)))Ma kocina charakterek i swoja dumę, a co?
OdpowiedzUsuńAle mi narobiłaś apetytu tymi grzybami.I co ja teraz biedna zrobię, gdy u mnie grzybów niet.
Pozdrawiam serdecznie
Faktycznie, grzybek jak żywy! U nas z grzybami marnie, zwykle nawet ze zwykłego spaceru przynosiłam przynajmniej jeden grzybek, a teraz cieniutko! Chociaż niejadalnych pełno!
OdpowiedzUsuńNinka.
hihihi :)
OdpowiedzUsuńDla mnie to raczej borowiczek :) Jak kiedyś wydasz rozmowy kocie w wersji książkowej - to ja jestem chętna :)
OdpowiedzUsuńiekny ten Twój Maslak i ogród fioletowy ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Ag
Piękna taka jesień fioletowa , a grzybków zazdraszczam ;) mnie jakoś nikt nie chce obdarować , ale może w końcu sama na jakieś grzybobranie się wybiorę :)
OdpowiedzUsuńJa byłam ostatnio na grzybach i co najwyżej mogłam sobie mchu nazbierać :), a u Ciebie grzybki "pod nosem" rosną:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie i pogłaskaj ode mnie Jasia :)
a my kiedys pod sosona przenosiliśmy grzybnie i......i nic:?(((,,Jasiek-Maslak jest cudowny:)...a Purchawka...hihihiu...rozbawiła mnie do łęż:))
OdpowiedzUsuńu nas teraz coś też grzyby zaczeły rosnąć:) teściu ostatnio częstował mnie kanią...ale niestety nie byłam w stanie przełknąć:))
OdpowiedzUsuńMniam ale mam ochotę na grzybki ale tych u nas niet:(
OdpowiedzUsuńA Jaśka-Maślaczka całuję w futerko:)
Tp jak ostatnia z ostatnich dotarłam na Twojego bloga aby powiedzieć Ci zakochałam się w Twoim Jaśku.No to pa....Ewa
OdpowiedzUsuńWitaj,
OdpowiedzUsuńja też mam kota biało-rudego :)
Uwielbiam Twojego bloga... śmieję się, płaczę...
OdpowiedzUsuńChwal się, chwal, chwalipięto!!!!!!!!!!! Że sobie idziesz niby nigdy nic, a tu grzyb...
OdpowiedzUsuńPiękne:). A Jasiek- Maślaczek fajnie brzmi!
Całusy wielkie przesyłam i podobają mi się Twoje, nie pomarańczowe kolory jesieni!