środa, 28 marca 2012

Coś się wykluło :))

Witam Wszystkich Zewsząd



Sugar zadumał się nad kurzymi jajami, rozważając całkiem na serio proces ewentualnego wysiadywania, bo samo nic mu się wykluć nijak nie chciało....
....za to wykluł się w mojej głowie mocno przechodzony pomysł zrobienia czegoś, co na niektórych blogach zazdrośnie podpatrywałam, ale zabrać się nie było jak i kiedy.
Skoro okulistka zabroniła prac na działce i sprzątania, bo schylanie się to ostatnia rzecz, którą mi wolno robić, usiadłam przy stole w pozycji pionowej (nie mówiła, że nie wolno), zaparłam się i.....zrobiłam:))))

O paterach i kloszach rzecz będzie:)))

W myśl zasady, że pater nigdy za wiele, kombinowałam, jak też zrobić sobie sama, zamiast kupować kolejną za niemałe pieniądze (uhh). 
Tak długo snułam się po domu zaglądając tu i ówdzie, aż znalazłam potrzebne przedmioty. Stara taca i rozchybotany świecznik. Nooooo, więcej nie trzeba!
Dobry wkrętak, odpowiednia śrubka, podkładka i gotowe:)) Taką paterę zrobiłam dość dawno, ale się rozsypała, więc działałam od nowa (wszystko w zalecanym pionie:)) ).
"Wyginam śmiało ciało, wyginam śmiało......" nucę sobie, pamiętając o tym pionie i zacieram ręce, bo przypomniało mi się, że jakąś starą dziwną siatkę przytargałam do domu parę tygodni temu. O matko!!!
 Będą druciane klosze!!!
I to jest właśnie to, co mi się wykluło w dniu dzisiejszym, bez zbędnego wysiadywania (Sugar, kocie, odpuść sobie te jaja), no i po bożemu, według lekarskich zaleceń:)))

To pokazuję:))))
Nóżka od świecznika i stara, pogięta taca :)))






Na uchwyt przydało się kółko od starej lampy:))




Wersja z ptaszkami od Baloski (mają magnesiki) :)))




Wersja świąteczna?





Tak mi się spodobał klosz na białej desce, że dorobiłam drugi z białym uchwytem :))))


Nie miałam małej doniczki......ale będzie:))))

Te klosze udało mi się zrobić dzięki instrukcji zamieszczonej przez Anię na blogu Mój dom- moja przystań, polecam:))) TUTAJ
Po zakończeniu prac, nie wiedzieć czemu, przypomniał mi się tytuł tekstu Tadeusza Różewicza "Stara kobieta wysiaduje".....phii :)))

Kochane! Raduje mnie fakt, że moja krwisto-biała kuchnia znalazła jednak u Was słowa uznania:))). Nadmieniam, że w jej drugiej części ściany są jasno-szare i skojarzeń morderczych dużo mniej:)))
Dziękuję Wam za fajne komentarze, a nowych obserwatorów serdecznie witam:)))


wtorek, 27 marca 2012

Biało na czarnym, czyli tu zaszła zmiana:))

Witam Wszystkich Zewsząd


 


Po wielce poetyckim poprzednim poście (Poetkom za słowa rymowane podziękowania wielkie na ręce za pióro chwytające, składam:))), no więc po tamtych poetyckich wpisach przyszedł czas na prozę codzienną i o kuchni ona będzie, co to z poezją wspólnego w moim przypadku ma niewiele, bo rozkosze misternego gotowania są mi raczej obce :))
Kuchnię ci ja miałam w klimatach szarości, czerni i niklu z dwiema ścianami w kolorze burgundu. Nawet nie była zła, ale w dobie mojego szaleństwa na pobielenie, przestała mnie cieszyć. Wychodziłam z białego pokoju i już na progu kuchni chciało mi się krzyczeć za Jerzym Sthurem; Widzę ciemność!!!
Nękana w snach wizją czarnych blatów i czarnych dodatków, budziłam się z krzykiem, aż pewnego dnia przestałam wrzeszczeć bez sensu i.... wzięłam się do dzieła.
Ograniczona finansowo (zmiany wystroju kuchni ani ja, ani M. nie mieliśmy w najbliższych planach budżetowych), musiałam sobie radzić tak zwanym własnym sumptem:)) To i zrobiłam, com mogła :))

W amoku pobielania zapomniałam na śmierć o fotkach "przed", zamieszczam więc stare zdjęcie ciemnej kuchni, na którym jest uwieczniona symbioza obiadowa moich zwierzaków (cudownego setera Sean'a nie ma już z nami prawie rok i to jest okropnie smutne!).

Wyglądało to wieczorową porą mniej więcej tak:


A teraz jest mniej więcej tak:




Oczywiście fronty szafek razem z milionami gałek (szafki miałam zapinane na guziki?!?) na wymianę muszą poczekać, ściana tylko do następnego malowania zachowa swą krwistość, ale czerni się pozbyłam:))) Do ideału i mojej wizji ostatecznej jeszcze dużo brakuje, ale zrobiłam tę zamianę w ciągu jednego dnia, a wszystkie pozostałe dni to uzupełnianie wystroju, czyli łażenie z kąta w kąt i przymierzanie różnych gadżetów, przestawianie na półkach i tym,  podobne, niezwykle wyczerpujące zajęcia, znane Wam aż nazbyt dobrze:)) Prace trwają:)))

Tyle kuchennej prozy. Za to na koniec będzie radośnie i arcyprzyjemnie, bo przyszła paczka od Ewkiki z moją wygraną szczoteczką (cudną, jak nie wiem co!) i cukiereczkami, którymi mnie Ewcia obdarzyła:)) Same śliczności i pychotki, dziękuję Ci bardzo Ewuniu, a Wy zobaczcie same....

Jajo ozdobione własnoręcznie z serduszeczkiem przywieszką, domek haftowany, motylki na spinaczach do bielizny, ptaszek świąteczny i pychotki do popijania:)) No i szczoteczka , główna bohaterka:))) A do tego przepiękna karta z ciepłymi życzeniami:)) Cudne to wszystko, Ewuniu!



To tyle na dzisiaj. Idę dalej walczyć z kuchnią ( a nie wolno mi się przez to oko schylać, bardzo śmieszne!) i z kończeniem, tego, co napoczęłam:)))

Dziękuję Wam za wszystko :)))  Buziaki:))))

piątek, 23 marca 2012

Z przymrużeniem oka (lewego)

Witam Wszystkich Zewsząd



Po porannych laserowych atrakcjach, moje oko, którego tęczówka doszła do rozmiarów koła młyńskiego, daje się lekko przymrużyć i pozwala a od g na klawiaturze rozróżnić:)))
Takiego podpierania mojej, zaniepokojonej mocno poczynaniami Pandory, duszy to ja się od Was wcale nie spodziewałam. Doszłam do wniosku, że przy Was całe stado tych bab, mogłoby wypasać się na mojej działce, a ja twardo nic, tylko może kretów szkoda (zwłaszcza rodziny Wykopków hi,hi). Nadzieja też się jednak wysypała, bo rokowania są niezłe:))) Dziękuję Wam Wszystkim! Jesteście Wielkie!

A jak już się tak miło zrobiło i przypomniałam sobie, że ja nie prozdrowotnego bloga piszę, jeno całkiem innego, to do rzeczy przechodzę:))

Po pierwsze , podarowane mi przez kochaną Baloskę ptaszeczki i prześliczny woreczek warte są fotki, a sama Baloska podziękowań wielkich i limeryka, który na jej cześć popełniłam:))

Oto jedno i drugie:



 Limeryk dziękczynny dla Baloski :))
 
Pewna dziewczyna z Sanoka,
Myślała, że będąc bez oka,
Jej ptasząt nie dojrzę
I na nie nie spojrzę.
Nie jestem ja ,wszak, głupia foka!
:)))))

 Okazuje się, że to nie wszystkie niespodzianki i przyjemności, jakich dostawcą jest blogowy świat, bo parę dni temu wyczytałam, że będę właścicielką szczoteczki, którą wylosowałam u Ewkiki :)))) Ale się ucieszyłam! I jeszcze dostałam kolejne wyróżnienie od Ewy (W Ewkowie), za które bardzo, bardzo dziękuję:)))  A poza tym liczba obserwatorów zwiększyła mi się do dość pokaźnych rozmiarów i to także cieszy, jak nie wiem co:)))
Wiecie co? Muszę obmyślić jakiś sposób na komunikowanie się z Wami na bieżąco. Odpowiedź pod Waszym komentarzem daje pewne możliwości ,ale nie zawsze do nich zaglądacie powtórnie, a z kolei w poście nie dam rady wszystkim odpowiedzieć. Na blogach obserwuję kilka szkół....taa, muszę to przemyśleć:)))

 A póki co, życzę Wam, Dziewczyny Moje, wspaniałego weekendu i jeszcze raz dziękuję za Waszą niekłamaną serdeczność. Serduszka są na Waszą cześć:)))




czwartek, 22 marca 2012

Kto tu wpuścił tę Pandorę???

Witam Wszystkich Zewsząd

No pytam się, kto ją wpuścił?! Uhh!

Jakiś nieuważny domownik musiał nie domknąć drzwi (pewnie Sugar po swojej wycieczce na klatkę schodową) i baba wlazła bez pytania z tą swoją puszką pod pachą.
Gościnność to sprawa  dobrego wychowania i szeroko pojętego honoru pani domu. Zakręciłam się w poszukiwaniu filiżanek na herbatę, knując mściwie, ze żadnych ciasteczek nie podam, ale kobita mnie przechytrzyła. Ja nalewam wody do czajnika, a ta myk, otwiera tą swoją puszkę (nawiasem mówiąc, beznadziejnie ozdobioną w jakieś krzywe greckie motywy) i wysypuje zawartość na świeżo umytą przez M, podłogę!!! Po czym bez słowa, nawet przysłowiowego "pocałuj mnie w... coś tam, coś tam, poskąpiwszy, zwiała.
 M wściekły, że napaprała, a ja w szoku przeglądam puszkowe podrzutki i oto co znajduję:

Bolący wciąż, aczkolwiek nieco mniej już, łokieć. Zapalenie dziąsła, które mi się szykowało od jakiegoś czasu (mimo niedawnych wizyt u stomatologa) , przetarcie siatkówki oka lewego (jutro klejenie laserem), oraz ( i tu się już bardzo wkurzyłam) uszkodzone w przesyłce ptaszeczki, które podarowała mi Baloska!

Oooo, Kochana Pandoro, tak się nie będziemy bawić!!! Wypad mi z tą puszką do...  no właśnie, dokąd by tu ją wysłać? Wiem! Już wiem!  Na plan zdjęciowy filmów robionych inaczej, czy jak kto woli,  porno! Tam może sobie nawet tuziny puszek otwierać, bez szkody dla dobrych ludzi, he, he.
Nasyciwszy się słodką zemstą, poszłam kolejny raz wypłukać dziąsła jakimś zaleconym specyfikiem, a następnie używając głównie prawego oka, bo lewe po atropinie jakoś mętnie mi świat pokazywało, wzięłam się za sklejanie cudeniek od Baloski. Jutro jadę na zabieg, tusząc, że fachowcy  na robocie się znają i nie będę po tej akcji wyglądać  jak połowa Juranda ze Spychowa. 

No i przez jakąś mityczną babę nie zrobiłam dla Was fotek, więc pokażę przedwczorajsze :))
Pozdrawiam Was ciepło i przestrzegam, zamykajcie dokładnie drzwi, bo nigdy nie wiadomo, kto za nimi stoi :))).

P.S. Zdecydowanie pola golfowego i kortów tenisowych na działce nie będzie! Jestem w trakcie wymyślania imion dla kretów:))). Bardzo Wam za komentarzowe wsparcie  dziękuję:)))
P.S., P.S. O obiecanych niespodziankach opowiem, jak tylko posprzątam po wizycie Pandory:))

Ten kuferek (?) nabyłam za 9 zeta i choć on na butelkę chyba przeznaczony, zamierzam w nim trzymać makaron spaghetti :))

No co się dziwisz, Kocie? Makaron taki dłuuuuuugi tu przechowam:)) Uhhh, zero zrozumienia.



Poczynione przeze mnie puzderko na koraliki. Kocia muzyka z The Graphic Fairy. W środku ma wąskie przegródki, ale nie pokażę, bo nie wykończone jeszcze:))


Sceptycyzm w oczach Sugara niestety uzasadniony. Zapomniałam przy transferze o lustrzanym odbiciu i wiolonczelista jest ewidentnym mańkutem:))
Ja zwariuję z tym kotem!  :)))

Pozdrawiam Wszystkich Zewsząd i do następnego razu:)))

wtorek, 20 marca 2012

Rozmowa z kretem i pączki.

Witam Wszystkich Zewsząd



Pojechałam odreagować i....zaczęło się:))
Około 20 krecich kopczyków na wejście!
Myślę sobie tak: człowiek siedzi w wielkim mieście przy ciepłym kaloryferze i dłubie sobie różne różności, a tam na, za przeproszeniem łonie, ktoś robi krecią robotę.
No może i ładna ta moja działka, no może fajnie położona, bo pod lasem i trochę pól wokoło, ale żeby zaraz z całą rodziną się przeprowadzać, pod nieobecność właścicieli? Czy to wyglądało na pustostan, się pytam!?
 No może wyglądało, ale, żeby jeszcze znajomych spraszać? To już nornic było nie powiadamiać!
I żeby gdzieś w kątku, subtelnie te kopczyki robić, to nieeeee, po całości poszło! Osiedle wybudowali!
Mówię do najbliższego kopczyka:
 - Halo, ja tu mieszkam, tu nie wolno, gdzie poszanowanie własności prywatnej?! Czy krety mnie słyszą?!?
A kopczyk ani drgnie, jeno w tym dziewiętnastym coś zachrobotało nieuprzejmie i ucichło. Ehhh, z kretem nie pogadasz....
M zagrabił co okazalsze domostwa i siedliśmy przy kawie deliberować nad humanitarną eksmisją partyzanckiego podziemia.
Na poprawę nastroju mamy przynajmniej pąki na magnolii, którą mróz łaskawie oszczędził (a tak się o nią martwiłam) i nietknięte tym samym mrozem krzewy róż:))
A krety? No cóż, wystawię im rachunek za podnajem :))) Chyba, że macie na nie jakiś patent:))?

To tylko mały fragment kreciej roboty :))
Święta się jednak odbędą:)))


Do domu przywlokłam suche niby gałęzie do dekoracji, ale coś mnie podkusiło, żeby dać im szansę w wodzie i wyraźnie z niej skorzystały:)))




Przepraszam, że ten post taki przyrodniczy się zrobił, ale wciąż jestem w niedoczasie (kuriozum językowe!).
O tym co się jeszcze wydarzyło podczas mojego resetu i o miłych niespodziankach blogowych będzie następnym razem:)))
Dziękuję Wam za serdeczne komentarze, to są zawsze dla mnie najlepsze rzeczy, które mi się przytrafiają:))) , a za zaniedbania niektórych blogów przepraszam,  ja tu jeszcze wszystkiego nie ogarnęłam:))

piątek, 16 marca 2012

Zawiesiłam się :))

Witam Wszystkich Zewsząd.

Zawiesiłam się i potrzebuję porządnego resetu.:)) Mam tyle zajęć i prac rozpoczętych, a wymagających wykończenia, że reset to mało, potrzebuję jeszcze mózg sobie  sformatować! Ewidentnie procesor mi siada, a kursor się rozłazi po ekranie mojej rzeczywistości:))
Do tego termometr zwariował i trzeba w ziemi pogrzebać, więc muszę jechać....i grzebać.

Ale wciąż  jestem z Wami, a czasem nawet uda mi się do kogoś zajrzeć i parę słów skrobnąć:))

I tyle na ciepły weekend. Jadę słuchać śpiewu ptaków, a Wam zostawiam parę fotek ptasząt (tych niemych, domowych), aczkolwiek, jak tuszę, u Was też śpiewają:)))











Dziękuję Wam za Waszą cudowną obecność i życzę nie mniej cudownego weekendu. Jak tylko reset zadziała, dam znać:))) Buziaki.

poniedziałek, 12 marca 2012

Łeeeeeee, znowu jaja :P

Witam Wszystkich Zewsząd.

Tryptyk wieszam jak na obrazku, załączonym w poprzednim poście, chyba że powieszę pionowo, albo może z tym największym w środku :)))) O matko! No nie wiem. Coś z tym zrobię, albo wylosuję jakiś Wasz komentarz z opcją proponowaną, czy jakoś tak... :)))  Bardzo Wam dziękuję za tak gromadne i poważne  potraktowanie moich durnych rozterek:)))

No tak, znowu pisanki. Ale ja mam na usprawiedliwienie bolący łokieć, który, nie wiedzieć czemu, nie lubi jak się nim rusza zbyt gwałtownie i odmawia współpracy na widok papieru ściernego, nie mówiąc o szlifierce, czy niewinnych pędzlach i wałkach...A ja przecież muszę powalczyć z szafą...uhhh

No to siadłam sobie przy stole grzeczniutko, z łokciami (tylko czemu dwoma?) przy bokach i dłubałam kolejne pisanki, bacząc, by tych łokci od boków nie odrywać (a zwłaszcza jednego). Dusza mi grała jak kołchoźnik w hali fabrycznej, a ja radośnie pisankowałam, techniki kiedyś zapoznane, odświeżając sobie lekuchno.:))

No i czy to przez niedostatek lokomocyjny, czy też przez zmęczenie przedmiotem działań....wyszło jak wyszło.


Na początek reliefy. Na styropianie nie wychodzą najlepiej, ale chciałam się pobawić :))

   Tu jeszcze nie potraktowane pastą postarzającą .


Na patykach serwetkowo z podmalunkiem.



I klasyczny, ale wewnętrzny decu na  przezroczystym plastiku.
Kwieciste...







...i ludowe




















A na koniec moja pierwsza pisanka z ptaszęciem, którą bardzo kocham, choć urodziwa zbytnio nie wyszła :))




Jak sobie teraz myślę, o początkach mojej zabawy z decoupage'm, to nie mogę się oprzeć wrażeniu, że dziewczyny, które mnie wprowadzały w arkana sztuki ozdabiania, miały anielską cierpliwość:)))
Myślę, że mają ją do dziś, bo je niekiedy dręczę, chcąc dociec, dlaczego ich dzieła są dziełami przez duże "D", a moja twórczość przez małe "tfu" :)))
Pozdrawiam obydwie uzdolnione Kasie i przecierpliwą Anię z "W malowanym kufrze".  Duże buziaki dla Was !!!

Pora kończyć. Dziękując Wam za słowa pełne sympatii , witajac  nowych gości i zapraszajac Wszystkich Zewsząd na moje candy z ptaszkiem TUTAJ , pozdrawiam bardzo bardzo serdecznie. :)))

piątek, 9 marca 2012

Aneks , wyróżnienia i tryptyk

Witam Wszystkich Zewsząd



No przecież miałam ten łokieć maściami smarować i się oszczędzać....ale gdzie tam!
 Muszę dopisać aneks do dzisiejszego posta, bo mnie wywołano na apel dla wyróżnionych:))) To się stawiłam.
A wszystko przez Malankę!!!
Nie dość, że mnie łokieć boli, to jeszcze przyszło mi z dumy pękać ! :))) Dziękuję Ci Malanko, wzięłam to na klatę:))
A tak całkiem serio, to fajnie jest się czuć wyróżnionym i do tego w tak godnym towarzystwie.

Blogi, które cenię sobie bardzo,  nie licząc tych, które podkradła mi Malanka i jej samej,  wymieniam z ogromną przyjemnością :))

Cat-arzyna (Cat-arzyna)
Polinne (Mój świat podobny do innych)
Bagraga (Siła marzeń)
Blue (Biel z odrobiną błękitu)
Marta (Wiadomości z pracowni decoupage)
i Baloska, choć pewnie nie będzie zachwycona:))

To okropne, że trzeba się ograniczać i wybierać, na przykład po ilości obserwatorów.
Czemu tylko do 200 ???  Czemu tylko 5 blogów???   Ehhh....
No, ale zasady to zasady :)))



To miłej zabawy życzę, a wyróżnionym serdecznie gratuluję :)))

A na koniec o tryptyku, który należy do moich pierwszych prac i mam do niego sentyment, mimo, że wiele mu brakuje. Malowany na kawałkach starych desek ma wisieć na ścianie.
Pytanie brzmi: wieszać od największego do najmniejszego, czy może dowolnie?
To Wy się zastanówcie, a ja lecę ten łokieć leczyć :)))   Buziaki.

Przyjemności i... niechciany prezent

Witam Wszystkich Zewsząd.

Jak w tytule, najpierw o przyjemnościach, czyli o pokłosiu damskiego święta:))

Krokusy rozkwitają jak w mojej ukochanej Dolinie Chochołowskiej:))) To news na początek:))



Coś jest na rzeczy z tym celebrowaniem Dnia Kobiet i choć on już ani między, ani narodowy nie jest:)), to mnie się, w tym dniu, przytrafiły same miłe rzeczy:))

No to chwalę się w kolejności przytrafiania:

Najsampierw (cudne słowo, hi,hi) przyszła przesyłka z candy od Agnieszki Arnold z "Z potrzeby chwili.." , a w niej moje wygrane serduszko i na dokładkę wspaniałe cukieraski bonuski:)) Dziękuję Agnieszko, uwielbiam niespodzianki, cieszyłam się bardzo:)))

Cudne serducho, wydmuszka, podkładka i serwetki (nie miałam w zbiorach żadnej takiej) :))

Ledwo zrobiłam fotki cukierasków, a tu wpadła na popołudniową herbatkę Polinne ("Mój świat podobny do innych") i obdarowana zostałam blaszanym  wieszaczkiem, który jak ulał do mojej łazienki pasuje:)) Ehh, Polinne, umiesz sprawiać radość!!!

Wieszaczek ze sklepu Belle Maison, bardzo efektowny.

Ledwo zdążyłam przykręcić w łazience prezent od Polinne, a tu M wrócił z poczty z paczuszką pod pachą:))
 Marta z "Deco-pasji" przysłała mi swoje magiczne jajo z gniazdkiem!!!! Jest cudne!!! A obok pisanki były w paczuszce - serduszko z transferem i karteczka z ciepłymi życzeniami:)))  Marto! Powiadam Ci, radość wielka !!!


Pisanka będzie ozdobą świątecznego stołu, to pewne:))

Ale to nie koniec chwalipięctwa:))
Muszę Wam jeszcze pokazać prezent od M. Oto, wskazany przeze mnie palcem w Ikei, parawan, który zawsze chciałam mieć i który został mi podarowany właśnie na Dzień Kobiet. Nie mówię, że obeszło się bez pytania- -"po co ci to?", nie, nie! Ale ja kocham dostawać tak zwane "prezenty kontrolowane" :))) Dziękuję Ci M. jeszcze raz:)))

Taki jest w oryginale, ale pewnie go pobielę:)))

No. A teraz, żeby mi nie odbiło nadto od tych przyjemności, informuję, że Matka Natura, miłośniczka harmonii i umiaru, obdarowała mnie także. Uhhh!
 Dostałam w prezencie dolegliwość, popularnie zwaną "łokciem tenisisty" i powiem szczerze, że pisanie tego posta nie przychodzi mi łatwo. Ale cóż począć, równowaga w naturze musi być:)))
 Życzę Wam świetnego weekendu i dziękuję za to, że czytacie i tak przefajnie komentujecie moje posty:)) Nowych gości zapraszam na dłużej:)))

czwartek, 8 marca 2012

Podumanka megalomańska :)) czyli Dzień Kobiet.

Dziewczyny Kochane :)))

Oto dzień nasz od samego rana nastał i nie ważne czy on komuszy jest, czy demokratyczny:)) Ważne, że nasz ci on jest!

Przyznano nam święto słusznie i zasłużenie, bo:

Jesteśmy mądre, piękne (wszystkie i niech żadna w to nie wątpi), uzdolnione, zaradne, cierpliwe,wyrozumiałe, wrażliwe, delikatne, uczuciowe, kochające mimo wszystko, kreatywne, zdolne, nieprzeciętne, kochające piękno w każdej postaci, troskliwe, przewidujące, zapobiegliwe, opiekuńcze, inteligentne, dowcipne, odważne, pracowite, uparte (w dążeniu do słusznego celu, rzecz jasna), a do tego jeszcze pociągające i seksowne oraz bardzo bardzo kobiece i co tam jeszcze .... wymieniać można bez końca:)) Na życzenie Bagragi dodaję, że nad wyraz skromne:)))
I nie dajmy sobie wmówić, że jest inaczej!!!

No. To miłego dnia w związku z powyższym, nam życzę :)))))   " Niezrzeszonym", którzy trafią na tego posta, przypominam, ze wymagamy szczególnej pielęgnacji :)))


środa, 7 marca 2012

Poziomki w hiacyntach.

Witam Wszystkich Zewsząd.

Na klimat czarnego humoru poprzedniego posta, dziś mam antidotum:))

Ale, ale... Dziewczyny! Trzeba Wam wiedzieć, że po pierwsze uśmiałam się czytając Wasze komentarze, a po drugie, nie przypuszczałam, że moja pisanina ma, na niektóre z Was, taki rozweselający wpływ.
 Wiem, co mówię, bo miałam na ten temat bardzo ciepły sygnał mailowy:)) Bardzo mnie to ucieszyło.
 Nie żebym od razu chciała sobie stawiać "pomnik trwalszy niż ze spiżu"  (Horacy! Ty to miałeś łeb nie od parady!), ale dobrze wiedzieć, że nie tylko "sobie a muzom"  (Panie Kochanowski! Pan też to sobie nieźle wykombinowałeś!), ale dla ludzi ja te posty piszę:))
Dajmy już spokój klasykom i wróćmy do mojej odtrutki...
Nie wiedzieć czemu, myślałam, że tylko innym coś zakwita i rośnie, a mnie taka frajda szerokim łukiem omija...
A tu proszę :))  Kolorowo, radośnie, wiosennie i co tam jeszcze sobie chcecie, a czarne koguty chyba rzeczywiście  Nergalowi oddam:)))



























Jajo zrobiłam łącząc transfer z techniką easy painting.
Fajnie się takie łączki maluje:))) Można paćkać pędzlem bez końca, polecam:))


"Nie rusz, Andziu, tego kwiatka. Róża kole, rzekła matka
Andzia mamy nie słuchała, ukłuła się i...płakała"

W tak poetycki sposób przestrzegałam Sugara...
...a on do mnie jak  De Niro w "Taksówkarzu : " You talkin' to me???"    I gadaj tu z takim!  Kinoman jeden!






Życzę Wam Dziewczyny Fajnego Jutra i dziękuję za wszelkie przejawy sympatii:)))