sobota, 28 września 2013

Spis zdarzeń niezwykłych.

Witam Wszystkich Zewsząd.


- A kiedy przyjdzie ta miła pani, która siedziała ze mną na podłodze? - Zapytał Jasiek i tęsknie spojrzał na drzwi. - Przyniosła mi takie coś, takie pyszne coś... - koci język odruchowo omiótł pyszczek i na koniec mlasnął ze smakiem. - No to kiedy przyjdzie?
- No raczej nieprędko, Jaśku. Ta miła pani mieszka dość daleko i przyjechała tylko na chwilkę w odwiedziny.
- Uuuuu, daleko... - zafrasował się kocio - a taka fajna pani i po brzuszku umie mnie głaskać i jeszcze mam od niej takie kolorowe cukierki, jesteś pewna, że dziś nie przyjdzie? Bo gdyby jednak przyszła, to mogę jej dać trochę sznurka i ewentualnie.... jeden korek, bo mam trzy.
- O matko! Jaki altruista! Jasiek, nie poznaję cię, kocie - roześmiałam się na myśl o tym, jak mój domowy zbieracz przydasi, dzieli się swoimi skarbami bez mrugnięcia okiem.
- Oj tam, oj tam - Jasiek udawał, ze nie słyszy moich złośliwości i sapiąc niemiłosiernie upychał cukierkową zabawkę w oparcie fotela. Trzy inne wybebeszone i obślinione znalazły schronienie pod lodówką. Reszta nie znała jeszcze swojego losu.
- Jak je wszystkie zepsujesz, to czym się będziesz bawił? - zaciekawiłam się patrząc na resztki sznureczka wystającego z mebla.
- Uhhh - zezłościł się Jasiek - ja ich wcale nie psuję, tylko chowam na potem, skoro ta pani mieszka tak daleko....




W sumie, kot ma rację. Zamyśliłam się i też postanowiłam schować swoje prezenty na potem, żeby się nimi cieszyć jak najdłużej. Bo wprawdzie nie siedziałyśmy na podłodze i nie głaskałyśmy się po brzuchu, aczkolwiek nie wykluczam takiej możliwości następnym razem:))), ale uściskom i serdecznościom końca nie było. To nadzwyczajna wizyta :))))

Bezcenne skarby od Magdy :))

Prześliczny hafcik, z myślą o mnie robiony:))

Bo Madzia (Jenouvelle) TUTAJ już taka jest, że bez serdecznych uścisków nie da rady. Fantastyczna, serdeczna i pełna ciepła, wypełniła mój dom uśmiechem i radością tak szczerą i wszechogarniającą, że mimo upływu czasu, ta wspaniała aura wciąż tu jest obecna. Nie dziwię się Jaśkowi, bo i ja mam jeszcze w ustach smak amoniakowych ciasteczek Madzi, po których już śladu nie ma. Mam też wspomnienia z naszego pobytu u gościnnej Blue ( Biel z odrobiną błękitu) TUTAJ i wspólnych łowów w tych dziwnych sklepach, z których się targa do domu rzeczy, nie tyleż dziwne, co absolutnie potrzebne, a wręcz  niezbędne:)) Są tak niezwykłe, ze doczekają się oddzielnego posta.
A ile miałyśmy przy tych zakupach zabawy i frajdy, to nasze:)))
Madzia odjechała z niedomkniętą walizką, z której wystawały nieporęczne fragmenty nabytych skarbów, a Iwonka i ja zostałyśmy same, w przekonaniu, że to dopiero początek wspaniałej znajomości w realu, a ciąg dalszy nastąpi, wcześniej niż nam się zdaje :))
- No widzisz, Jaśku, nie tylko tobie tęskni się za tą miłą panią. Chodź, kocie, dostaniesz swój smakołyk od Jenouvelle, bo go dla ciebie przechowałam ....
- Wiedziałem, wiedziałem, że wszystkiego nie zjadłem!. - Jasiek pognał do kuchni i usiadł wyczekująco przy miseczce.
- Nie mogłam ci dać wszystkiego na raz, obżarciuchu - perswadowałam - no poczekaj, chwila....Jaaaaaaaaaaasiek!
Musiałam się bardzo spinać, żeby uratować Jaśkowe przysmaki i dać kotu szansę cieszenia się nimi dłużej.
Dziękuję Ci Magdo za ten wspólny czas, ciepły i przytulny mentalnie mimo wrześniowego chłodu. Dziękuję, Iwonko, za Twoją bezgraniczną życzliwość i cierpliwość wielką. Dziękuję Wam bardzo!!!!

- Jasiek! Zostaw ten papier! - Musiałam przerwać pisanie, bo kocur widząc, że na przysmaki od Magdy nie ma już co liczyć, dorwał się do przesyłki od Ani "Mój dom moja przystań". TUTAJ
- Co zostaw, dostałaś paczuszkę i nie otwierasz, a tam coś pachnie kociego. No otwieraj, bo sam to zrobię - zagroził Jasiek i zaczął groźbę wprowadzać w czyn.
-  No przestań, człowiek nie może się delektować niespodzianką, bo ma w domu kota terrorystę - marudziłam, ale tylko pro forma, bo sama nie mogłam wytrzymać z ciekawości.



No tak. To powinno być surowo karane! :))) Ania swojego czasu wygrała Jaśkowy konkurs i wysłałam jej nagrodę. I tu się wszystko zgadza. Ja jednak żadnego konkursu u Ani nie wygrałam, a zawartość przesyłki przeczyła tej oczywistej oczywistości.
Więc krzyczę na Anię, ze dusić ją będę w uściskach, za takie pomysły i ściskać przy okazji z radości niespodziewanej, jaką mi zgotowała.

Jasiek porwał swoją część prezentu i jeszcze zakosił mi aniołki, których nie ma na zdjęciu, bo je później, z trudem niemałym, odzyskałam.
A reszta cudów od "niesfornej" Ani wygląda tak:

Że wymienię : zestaw zapachowy (drzewo sandałowe), długa serwetka bieżnik z piękną koronką, fantastyczne serduszka i aniołki robione przez Anię, cudne tagi, także przez nią poczynione, zielona sercowa plecionka, przepiękne serwetki, a dalej zawinięta w haftowaną chusteczkę, hiacyntowa cebulka i do tego wszystkiego  liścik cudnej treści, własną ręką przez Anię napisany.  No i jak tej Ani nie dusić?!!!
Aneczko, bardzo Ci dziękuję, a duszenie i tak masz jak w banku:))) Wiem , wiem, kochasz dawać tak samo jak dostawać:)))
Jasiek poszedł w końcu spać na  szafę, przytulając łapką swoje skarby, a i ja skończywszy mój spis zdarzeń niezwykłych, powinnam iść odpocząć, bo wrażeń moc, a ja muszę sobie dawkować, żeby od tych pozytywnych emocji nie zwariować czasem:))))
To pa....






czwartek, 19 września 2013

Czasobranie

Witam Wszystkich Zewsząd :)))




Biorę się z czasem za bary .... i jakoś tak, kurczę, ciągle przegrywam :))) Już nawet cieszę się, ze ten czasomierz, ze zdjęcia wyżej, nie chodzi i ani myślę go naprawiać, bo mi tykaniem będzie wypominał, że nie dotrzymuję kroku...

- Co ty tak ślęczysz ciągle przy tym stole i tylko śmiecisz - Jasiek postanowił wyrazić swoją opinię na temat mojego dłubania.
- Czas mnie goni, muszę tak ślęczeć - nawet nie podniosłam głowy znad roboty.
- To czemu siedzisz zamiast uciekać, jak cię gonią? - roztropna uwaga kota sprawiła, ze jednak podniosłam głowę.
Jasiek siedział w środku sterty ścinek i wygarniał łapą wypełnienie z ikeowskiej poduszki.
- I to ja śmiecę?!!? - zawołałam dotknięta do żywego, widząc, ze poszewka już prawie pustkami świeci, a obok Jaśka siedzą trzy, całkiem nowe puchate koty.- Jasieeeeeeek!!!
- No co, kolegów sobie zrobiłem, bo się mną nie zajmujesz, fajni, nie? - to mówiąc,  pacnął łapą najbliższy kłębek puchu i zachęcająco machnął ogonem.
- Rany boskie! Kocie nieznośny! Zostaw tę poduchę, bo mi całą robotę zepsujesz, a czas ucieka!
- Z tobą to się wcale nie można dogadać - pożalił się kocio i odwrócił do mnie tyłem. - Raz mówisz, że cię coś goni, a teraz znowu, że ucieka. Zdecyduj się w końcu, bo się pogubiłem, a poza tym nie widzę, żeby po domu coś biegało , to skąd mam wiedzieć, czy goni czy ucieka?
Pytanie było na wskroś logiczne i już miałam zrobić kotu wykład na temat zawiłości metafor i związków frazeologicznych naszego języka ojczystego, ale się w ostatniej chwili zreflektowałam i zamiast czczego dydaktyzmu poszłam w kierunku łagodnej perswazji i empatii, Po prostu wzięłam Jasieńka na kolana. Głaszcząc kocie futro i usuwając z niego tony nitek i innych farfocli, tłumaczyłam, co następuje.
- Jasiu, to się tylko tak mówi z tym czasem. Chodzi o to, że teraz mam mnóstwo pracy, bo nadchodzi czas nowego pokolenia. Urodzi się mały człowieczek i trzeba mu różne rzeczy przygotować, żeby mu się na tym naszym świecie podobało.
- No wiem wiem, trzeba mu miseczki kupić i nową kuwetę, bo razem nam będzie ciasno - zapalił się Jasiek do pomysłu wyprawki - a koszyk jakiś mamy?
- Jasiek, skup się! NOWY CZŁOWIECZEK, nie nowy kotek! Małe człowieczki nie siusiaja do kuwety!
- Nieeee??? - Zdziwił się kocio - A do czego ???
- Dżizus! Jasiek! No do pieluszek przecież i tych tam pampersów różnych.
- Ahaaa - kot zdawał się na dobre pojmować - i ty musisz szyć te pampersy?
- Niezupełnie - odpowiedziałam, zastanawiając się, ile mam zapasu cierpliwości, żeby kotu rzecz całą wyłożyć. -To się kupuje gotowe, a ja szyję dla małego człowieczka tildowe zabawki, no wiesz, takie ludzkie myszki...
- Myszki! - ucieszył się Jasiek i uspokojony, że temat mu obcy nie jest wcale, zażądał - No to pokaż!

No to pokazałam:)))



Mają za zadanie chronić maluszka przed złym urokiem, cokolwiek to znaczy:))))))))
I w ten oto prosty sposób, czas cofnął mi się do lat, kiedy sama miałam ukochane szmaciane zabawki, a potem szyłam je dla swoich dzieci, a teraz szyję, bo te dzieci mają mieć dzieci..... eeehh, chyba pójdę pomajstrować w pozostałych zegarach.....:)))

A tymczasem jeszcze pokażę fotki paczuszek z wygranym u Bożenas ( Tu mieszka miłość) TUTAJ candy.
Bożenka zrobiła kapitalne serducho w gorsecie, przecudny fartuszek z transferem i zachwycające puzderko w moim ukochanym stylu. Dostało się też Jaśkowi:))) A na papierze pakowym buźka kota właścicielki:)))
Dziękujemy, Bożenko:)))




W Łodzi deszczowo i pochmurnie, zdjęcia marne, ale radość z wygranej wielka:))
To ja wracam brać się z czasem za bary, a mój zepsuty zegar niech się przygląda i nie pogania :)))


BUZIAKI :))))))))))))))

niedziela, 1 września 2013

Truskawka, ziemniaki, chleb i ciasteczka :))

Witam Wszystkich Zewsząd



Z tęsknoty za czerwcem, zaczynam post zdjęciem mojej wrześniowej truskawki:))
Napisali na sadzonce, ze owocuje całe lato i... nie kłamali:)))))

- Fajnie , że wróciłaś, tylko czym ty tak dziwnie pachniesz? - Jasiek obwąchiwał moją bluzę i prychał jednoznacznie okazując niezadowolenie.
- He, he, domowy sybaryto, nie znasz tego zapachu?
- No nie znam - kocio przeszedł w fazę kichania - coś jakby przypalone, pfh, dziwne jakieś, pożar gasiłaś?
- Blisko, Jaśku, blisko, ale raczej rozpalałam i nie pożar tylko ognisko.
- "blisko - ognisko"- przedrzeźniał mnie Jasiek - nic nie rozumiem z tych twoich rymowanek, jakie ognisko? Śmierdzi spalenizną i już.
- Oj tam zaraz śmierdzi - obruszyłam się na kocią bezceremonialność w ocenie woni mojej bluzy - paliłam ognisko i piekłam ziemniaki, ot co.
- Ziemniaki się gotuje - nadąsał się znawca sztuki kulinarnej - piecze się kurczaka, wiem , bo lubię taki zapach, ale ten z ubrania wcale go nie przypomina.
- Eh, Jasiu, co ty wiesz o pieczeniu ziemniaków, o dorzucaniu drew do ognia, o dymie snującym się nad łąkami, o iskrach lecących do gwiazd.... ?
- Oho, będzie opowieść? - Jasiek umościł się wygodnie na drewnianej tacy i spojrzał na mnie pytająco.
- Zaraz tam opowieść... ja ci tylko chcę powiedzieć, że kocham zapach pieczonych ziemniaków i obieranie ich z przypalonej skórki, która  kryje w sobie smaki z dzieciństwa i wspomnienia.
 Pamiętam bosych wiejskich chłopaków, zmęczonych całodziennym pilnowaniem i zaganianiem krów, którzy przykucnięci wokół żaru,  patykami wygarniali spieczone bulwy i parząc sobie palce wkładali gorące kąski do umorusanej gębusi, śmiejąc się przy tym radośnie i pokrzykując, gdy wygrzebany ziemniak okazał się być bardziej dorodny...
- Ty też jadłaś te ziemniaki na bosaka i z krowami? 
- O matko! Jasiek zwariowałeś? Z jakimi krowami? - wyrwana idiotycznym pytaniem z melancholijnej zadumy, spojrzałam na kota, wzrokiem, jak mi się wydawało, miażdżącym.
- O co ci chodzi? Tylko pytałem, bo mówiłaś , że zaganiali krowy....
- Znowu coś mówili o funduszach na oświatę... - westchnęłam, widząc, że kotów w tych wydatkach nie brano pod uwagę. - Jasieńku, to wspomnienia były, teraz ziemniaki już nie brudzą , bo się je w folię zawija, kiełbaski na ruszcie się pieką (albo na wyciorach do PRL- owskich kbks-ów), a krowę to ja ostatnio widziałam na moim hafcie dla Iki. Tylko ogień jest wciąż taki sam i zapach pozostał...








- To już nie ma wcale pastuszków? - Zafrasował się kocio.
- Mam nadzieje, że są takie miejsca, gdzie ich jeszcze można zobaczyć, no i w pamięci ludzkiej są...i na obrazach Chełmońskiego...
- Mhm, to mi pokażesz, a swoją drogą, dobrze, ze sama pojechałaś, bo ja zapachu przypalonego futra za bardzo nie lubię. I czemu ta tacka taka mała jest? - Jasiek przyjrzał się swojemu legowisku ze zdumieniem, że sam je sobie wybrał.



Widząc, że temat ziemniaków został zakończony, postanowiłam przejść gładko do kwestii chleba, a właściwie do chlebaka, na który ostatnio zachorowałam (u Mamonka widziałam taki cudny emaliowany!!!).
Chlebak wynalazłam na wsi. Leżał sobie zapomniany, ale w dobrym stanie, bo rdza się aluminium nie tyka.
Pobielenie zajęło mi chwilkę, za to nad wymianą starej bakelitowej gałki, na nie mniej starą, jednakowoż porcelanową, mitrężyłam okropnie, bo ręczne poszerzanie otworu i mocowanie rzeczonej gałki, która do starych drzwi przeznaczona niegdyś była, a nie do jakichś chlebaków, okazało się być zajęciem żmudnym wielce.
Udało się! :))





Mam więc swój chlebaczek, który czasy prababci pamięta. Jeszcze mu dodam coś na przełamanie tej bieli, może transfer, albo szyldzik, pomyślę. Póki co, chleb sobie schowam:)))

A na koniec o pojemniku na ciasteczka będzie.
Wygrzebany w SH z napisem wyjaśniającym swe przeznaczenie, zmienił nieco szatkę, aczkolwiek zastosowanie pozostało bez zmian:)) Chowam w nim ulubione biszkopty z zaprzyjaźnionej cukierenki.









Pojemnik i zawartość oceniam na pięć z plusem, a co!

I to tyle w ostatnim dniu wakacji. Wszystkich, którzy spodziewali się w tym poście przepisów kulinarnych, bardzo z Jaśkiem przepraszamy:))))))))
Nauczycielom, zaś, życzymy dobrego roku!

Buziaki