czwartek, 28 marca 2013

Życzenia z nutką nostalgii....

Witam Wszystkich Zewsząd



 SENTYMANTALNY OBRAZEK Z LAT PRAWIE ZAPOMNIANYCH, DOŁĄCZAM WAM DO ŻYCZEŃ ŚWIĄTECZNYCH:))
 KOLEKCJA DREWNIANYCH PISANEK Z SUKIENNIC, KUPOWANYCH, GDY TYLKO MÓJ UKOCHANY KRAKÓW ODWIEDZAŁAM, TO HISTORIA MINIONYCH ŚWIĄT, CO JAKIŚ CZAS O JEDNĄ LUB DWIE PISANKI BOGATSZYCH....
ŻYCZĘ WAM, ŻEBY WASZE ŚWIĘTA BOGACIŁY SIĘ CO ROKU O NOWE, WSPANIAŁE PRZYGODY Z ŻYCIEM I PO LATACH DAWAŁY ŚWIADECTWO CHWIL PRZEŻYTYCH RADOŚNIE I SZCZĘŚLIWIE, JAK MOJE PISANKI, MALOWANE POLSKĄ TRADYCJĄ I NAZNACZONE PAMIĘCIĄ, O TYM, CO W NAS NAJWAŻNIEJSZE.
                                                 SZCZĘŚLIWYCH ŚWIĄT ŻYCZY WAM SNOW.
                                                                                                                                                     

środa, 27 marca 2013

Już nie będę....

Witam Wszystkich Zewsząd.




Obiecuję, ze już nie będę Was męczyć zającami, ale dziś jeszcze muszę.  No ostatni raz.
Nie wiem, co mi się porobiło, ale moje tegoroczne dekoracje, są jajeczno zajęcze z przewagą tych drugich :))
Patrzę z niepokojem na Jaśka, czy mu się uszy niebezpiecznie nie wydłużają, a ogon, wręcz przeciwnie, kurczy...ale widzę, że nie, wszystko w normie, zającomania dotyczy najwyraźniej tylko mnie:))

To zapraszam do kicania po kilku fotkach, a jak Wam się kicanie znudzi, możecie się poturlać z jajami albo pokręcić w kółko z ptaszkowym wiankiem :)))
























- O! Wreszcie jakieś inne zwierzątko! - podsumował Jasiek mój dzisiejszy post:))))

Buziaki! :)))))))))))



piątek, 22 marca 2013

Zajęcza kwestia.

Witam Wszystkich Zewsząd.




- To niesprawiedliwe - oświadczył Jasiek ni stąd ni zowąd,  przerywając  zabawę z myszą.


- Co jest niesprawiedliwe? - Zdziwiłam się i zerknęłam na kota.
- Niesprawiedliwe i już - upierał się enigmatycznie Jaś, ale dalej nie wyjaśniał, co takiego zburzyło jego kocie poczucie sprawiedliwości na tym padole.
- No powiedz, Jaśku, co cię tak oburza? - Nalegałam zaciekawiona kocim problemem.
- Bo co to jest, żeby na Wielkanoc same zające pokazywać! - Wyrzucił z siebie Jasiek i spojrzał na mnie ponuro.
- Hmm, yyy, eee, no wiesz...tradycja taka jest - nie wiedziałam, czy mam kota traktować poważnie.
- Tradycja, tradycja - burczał niezadowolony Jasiek - a co takiego mają te całe zające, czego my koty nie mamy i dlaczego nie stawia się nas na świątecznym stole ...o na przykład wśród bazi....- tu Jasieczek rozmarzył się perspektywą przeleżenia świąt na stole, nie tyle wśród bazi, co w pobliżu świątecznej szynki.
-phh...eeee - chciałam wytoczyć jakieś argumenty, ale Jasiek niezmordowanie ciągnął swoje.
- Takie kurczaki i gęsi to mogą, a my też jesteśmy puchate i ogony mamy dłuższe od tych zajęczych, to czemu nikt kotów na pisankach nie maluje, tylko jakieś durne koguty? Niesprawiedliwe i basta!
= O matko! Jasiu, co ty bredzisz? - próbowałam sprowadzić buntownika na ziemię - widziałeś kiedyś kocięta w koszyczku wielkanocnym?
- No właśnie nie widziałem! I o to mi chodzi. O nas nikt nie pomyślał, ani na te zimowe święta , ani na te wiosenne! Sama widzisz, że sprawiedliwości nie ma. - Zakończył i pewny swych racji, patrzył na mnie wyczekująco.
- No dobra, już ci wyjaśniam - pospieszyłam z odpowiedzią, bojąc się, że mi dyskryminowany kot w depresję popadnie.
- Widzisz, Jasiu, to jest tak. Te wszystkie reniferki, zające i kurczaki to sezonowe i okolicznościowe bywają..
A koty....oooo, z kotami to całkiem inna sprawa, koty, Jasiu, całoroczne są!
- Naprawdę??? Całoroczne?!? - ucieszył się Jasiek i rozejrzał po pokoju, a widząc kocie akcenty, mrugnął lewym okiem.
- No pewnie, Kocie i dużo ważniejsze od zajęcy - dodałam, widząc, że argument trafiony.
-  Rzeczywiście, nie pomyślałem o tym, hmmm... to my jesteśmy ważniejsze od tych głupich królików? - Upewniał się jeszcze - tak?
- Najważniejsze, a ty jesteś poza wszelką konkurencją - pogłaskałam zwierzaka po skołatanej łepetynce. - To już mogę popstrykać fotki świątecznych ozdób?
- A pstrykaj sobie, na te parę dni niech im będzie - zgodził się łaskawie Jasiek i umościł w koszyku. - Jasne, że całoroczne, oczywiście, że na stałe, a im nawet te długie uszy  nie pomogą... - mruczał pod wąsem, wydeptując poduszkę.
 - Koty górą!- zakończył, gdybym miała jeszcze jakiekolwiek wątpliwości.
Ale przecież nie miałam :)))



















Fotki powyżej to moje dekoracje tegoroczne z Home & You i Weltbild, okraszone grafikami z nieocenionego Malowanego Kokona :)))

A na koniec, żeby przełamać zajęczą kwestię, wracam do dziurawych pisanek, które zdołałam wymodzić:)) Króluje wśród nich, ta od Mamonka, reszta, to tylko moje wariacje w temacie odwiertów:)))




U ostatniego "dziurawca" schną reliefy, potem dołączy do szklanego kielicha :))

Słońca ani na lekarstwo, zima śniegiem sypie, jak się to nie zmieni, będę jaja brokatem ozdabiać, uhh!
Buziaki:))



-

środa, 20 marca 2013

Jeden post - jedno jajo, no może dwa...

Witam Wszystkich Zewsząd.



Że co? Że zima? Że śnieg pada i bociany mają problemy z nawigacją, że natura sobie jaja robi?
No na to wygląda, uhhh!!!
Ale żeby aż taaaaaaaaaaak????
Z naturą się kłócić nie zamierzam, a tym bardziej w robieniu jaj z nią konkurować, a prawda jest taka, że wbrew własnej naturze nic zrobić się nie da.
Dremel, owszem, nabyłam, gęsie wydmuszki, a jakże, mam, po instruktaż do samej stolicy pojechałam....  wszystko się zgadzało, więc do produkcji ażurowych pisanek, raźnie przystąpiłam i......
O matko!!!!
Zgrzypiało, piszczało jak u dentysty, śmieciło okropnie, ale to wszystko nic w porównaniu z zapachem, który tym zabiegom towarzyszył. Wydmuszka, jak wiadomo, organiczna jest i piłowana, zapach swój mieć musi. Ale ja go nie mogę znieść!!!!!!
I tu pretensje do natury mam uzasadnione, bo nie dosyć, ze mnie słusznym nosem obdarzyła, to jeszcze tak bardzo nadwrażliwym powonieniem, że pewnej gamy zapachów tolerować nie jestem w stanie. Piłowane wydmuszki,  palone kości przypominające, do gamy tej należą i niech mnie gęś kopnie, jeśli pierwszego miejsca tu nie zajmują.
Co było robić?
W czterech ( w tym jedna pokruszona w drobny mak) , niezdarne odwierty poczyniwszy, odłożyłam narzędzie  (fajne i wielce użyteczne) i wyperfumowana od stóp do głów, żeby o fatalnym zapachu czym prędzej zapomnieć, siadłam do haftowania z ulgą ogromną.
Dziurawe jaja schną, pokryte jakimiś esami floresami i dają świadectwo mojej całkowitej niemożności w ich dalszym tworzeniu. Może je nawet pokażę światu, choć nie warte tego wcale.
Porażka na całej linii!
No to maksymę starą, o oddaniu tego, co cesarskie cesarzowi... sobie przypomniawszy, bardzo ciepło o Mamonku i jej ażurowych cudach, pomyślałam i z wyrokami natury pogodzona, do swoich starych pisanek się uśmiechnęłam:))
Niech tam sobie natura swoje jaja robi, a ja zrobię swoje, prawda Jasiu?
No i to by było na tyle w dniu dzisiejszym:)))
Post dedykuję Kochanej Asi - Mamonkowi z Ozdobnika, TUTAJ , która dokładnie wie, o czym mówię i u której zrozumienia szukając, mam pewność, że je znajdę:))))
Na pociechę ozdobiłam sobie  wielkie jaja biskwitowe, żeby sobie natura nie myślała, że całkiem poległam!



Idę sobie, a Wam , Wszystkim Zewsząd buziaki przesyłam:)))
P.S. Blogger też mi się ostatnio wynaturzył i pozwala co piąty komentarz umieszczać, ehhh to przez tę zimę ....






czwartek, 14 marca 2013

Trzy Gracje :)))

Witam Wszystkich Zewsząd.

UWAŻAJ, TO NIE CHMURY, TO PAŁAC KULTURY ...



- Cały dzień cię nie było!- Jasiek usiadł na stole i wyczekująco postukiwał łapką w blat.
- No rzeczywiście , nie było mnie, a bo co? - Drażniłam się z kociem.
- Bo może się wytłumaczysz, gdzie byłaś ? - Natężenie postukiwania wzrosło wprost proporcjonalnie do pretensji w głosie kota - No gdzie?
- W Warszawie, Jaśku, na spotkaniu byłam, przecież wiesz...
- Ale tak długooooooo? - Stukanie ucichło, ale w głosie Jaśka nic się nie zmieniło.
- Ciesz się Kocie, ze nie zostałam na dwa dni, a mogłam.
- Jeszcze czego!- Jasiek odwrócił się do mnie tyłem i fukał coś pod nosem, co,  jak mniemam, w kocim języku nie uchodziło za wytworne.
- Oj już się nie burmusz, przecież jestem, jak chcesz, to ci wszystko opowiem - zwróciłam się do kociego ogona, machającego na mnie lekceważąco.
- Nie potrzebuję - przód kota wyrażał to samo lekceważenie, co tył.
- Jasiu, nie oszukuj, przecież widzę, ze umierasz z ciekawości i prezent ci przywiozłam....- zawiesiłam głos wyczekująco.
- Jaki prezent? - Wszystkie części kota przyjęły poprawną pozycję, a oczy i uszy zdecydowanie nastawiły się na odbiór.
= Najpierw opowieść, a potem prezent, może być? - Pytanie było w zasadzie retoryczne, bo Jasiek już siedział wyczekująco na klawiaturze.
- Dobra, nawijaj, a fajny ten prezent?
- O matko! Mam interesownego i skorumpowanego kota!- Pomyślałam z rozpaczą, ale dałam spokój etycznym peregrynacjom, bo Jasiek przeniósłszy się na moje kolana, włączył motorek i wlepił we mnie wyczekująco te swoje niebieskie oczęta. Co było robić?

- Budzik zerwał mnie na nogi o 6.15.... - zaczęłam.
- No wiem - przerwał Jasiek - właśnie mi się śniło, że pływałem z delfinami, jak zdzwonił, strasznie hałasował.
- Jasiu, nie przeszkadzaj, bo nigdy nie skończę, a opowieść krótka nie jest - pouczyłam kota, który uświadomiwszy sobie, ze nieopatrznie wydłuża czas oczekiwania na prezent, zamilkł posłusznie.
.... za oknem krajobrazy jak z Kamczatki, a mnie jechać trzeba - ciągnęłam swoją opowieść.
Między łykiem gorącej kawy i kęsem ciasta drożdżowego, upychałam do torby pakunki i pakuneczki, potykając się o własne nogi. Zaspany m. poszedł wydobywać spod śniegu, coś, co parę dni temu wyglądało jak nasz samochód, żeby podrzucić mnie na dworzec.
Pociąg regionalny odjechał punktualnie, wioząc mnie przez syberyjskie śniegi do stolicy. Siedziałam przy grzejniku, przypiekana nierównomiernie z lewej strony, w szaliku ciasno zakutanym, bo górą wiało niemiłosiernie i ściskając w ręku przewód od mp3 , która raczyła mnie skrzeczącą muzyką raz z jednego, raz z drugiego głośnika, bo przez pomyłkę zabrałam zepsute słuchawki. Co piętnaście minut, wielki jak niedźwiedź, konduktor, domagał się, biletu i za każdym razem, robił w nim kolejną dziurę. A swoją drogą, mogliby im dawać dziurkacze ozdobne...uhhh.
Dobrze, że ja ze Szczecina nie jadę, albo z Gdyni jakiejś, pocieszałam się. A mogło i tak być, bo niewiasty oczekujące mnie na dworcu, najpierw spenetrowały pociąg przybywający z tego pierwszego miasta, a potem, za ciosem z gdyńskiego :)))
Kiedy jednostka Łódż-Kaliska - Warszawa wtoczyła się na peron, były już tylko okrzyki powitalne, buziaki i moc uścisków.
Nie wiem, czy stolica była gotowa na spotkanie trzech Gracji, ale nas to zupełnie nie obchodziło.
Mamon, Juta i Snow rozpanoszyły się w Złotych Tarasach i jak zaczęły gadać w okolicach 10.45, to ledwo skończyły grubo po 15ej i to tylko dlatego, że moje męskie dziecię, zrobiwszy kilka daremnych rund wokół miejsca naszego spotkania, siłą mnie w końcu stamtąd wywlokło i zapakowało do samochodu w podróż powrotną.
Głupia zabawa! Za krótko!
- Mówię ci, Jasiu, co to było za spotkanie! - westchnęłam głęboko, przypominając sobie serdeczne uśmiechy na twarzach dziewczyn...
- A o czym właściwie rozmawiałyście? - zaciekawił się zasłuchany kocio.
- Och, Jaśku, o wszystkim jednocześnie! - Entuzjazmowałam się - Tak jakbyśmy się znały od zawsze i tylko dawno nie widziały!  Było fantastycznie!
- I co, i co jeszcze?- Dopytywał się kocur, wiercąc na kolanach.
- I jeszcze było mnóstwo wzajemnych podarunków i wspólne zakupy i zdjęcia... i przysięgi, że teraz to już będziemy się widywać, kiedy tylko się da i na dłużej... ehh, mówię ci, kocie, 13ka to szczęśliwa liczba!
- Fajnie...- rozmarzył się Jasieczek - a następnym razem weźmiesz mnie ze sobą?
- Wiesz, chyba by ci się nie podobało w tym pociągu, ale zdjęcia możesz oglądać i opowiadać ci będę wszystko ze szczegółami.
- Jak tak, to tak - zgodził się mój kosmaty amator podróży - to pokażesz mi te prezenty?
 -Pokażę :)) Ten jest dla ciebie:))


W tym miejscu straciłam kontakt z Jaśkiem na bardzo długo, bo mysz od Jutki okazała się być prezentem na miarę kocich marzeń i nawet ewentualne pływanie z delfinami straciło na swej atrakcyjności:))



Rozpakowywaniu paczuszek z upominkami towarzyszyły takie wybuchy radości, że zabiegani przechodnie, przystawali w zadziwieniu, zapominając, na moment, o celu swojej wędrówki.

Zapomniałam o wszystkich fotkach, tego co wiozłam dla Juty i Mamonka, więc tylko dwa zdjęcia.
Tabliczka, którą zamówiła Jutka, jako znak rozpoznawczy na swoje kiermasze i biscornu dla Mamonka, zaakceptowane przez kociego arbitra:))























Do Łodzi wróciłam obładowana cudami:))






Utkanymi przez Jutkę, aniołem i podkładką (nie licząc myszy dla Jaśka). Jak ona to robi z tym sznurkiem, nie pojmę nigdy :)))

Girlandką (z ptaszorkiem!) i serduszkiem od Mamonka, oraz.....
..... ażurową pisanką, której tajniki powstawania dane mi było poznać i którą, według mistrzowskich wskazówek, poczynić zamierzam :))



Dziewczyny kochane! Dziękuję Wam za cudowne chwile, a także za całą walizę wrażeń i wzruszeń, którą do domu z tej magicznej podróży przywiozłam:))
Jasiek obcałowuje myszkę od Jutki, a ja biorę się za wycinanie wydmuszek, póki bezcenne rady Mamonka z głowy mi nie wylecą....
Relacja z placu boju pewnie niebawem:)))


A Wszystkim Zewsząd życzę jak najwięcej takich spotkań i takich więzi, które w ich wyniku, powstają.....
Serdeczności.

piątek, 8 marca 2013

8 MARCA (Beaty) :)))



WSZYSTKIM PANIOM, KTÓRE W CAŁEJ SWEJ KOBIECOŚCI CZUJĄ, ŻE TEN DZIEŃ JEST WYJĄTKOWY I TYM KTÓRE CHCĄ, ŻEBY TAKI BYŁ.....
SKŁADAM NAJLEPSZE ŻYCZENIA.....

                                                                                                            JASIEK:)))


środa, 6 marca 2013

Remanent na przednówku.

Witam Wszystkich Zewsząd.



- Jasiek ratuj!- wezwałam na pomoc ogoniastego, bo stwierdziłam, że sama nie uporadzę.
- No co tam? Co się dzieje? - kocio przybiegł w te pędy i usiadł na stole, gotów w każdej chwili nieść pomoc wszelaką, na trudy z tym związane nie bacząc, a może po prostu nie zdając sobie sprawy z wagi zadań, które mu przeznaczyłam.
= Zabałaganiłam się i zaległości mam niebotyczne w domu i na blogerze - poskarżyłam się kotu - i na dodatek nic mi się nie chce - dodałam, jakby to mogło cokolwiek wyjaśnić - mam dwie lewe ręce i nogi też, buuu...
- "To przez to radio" - zawyrokował Jasiek i rozdziawił pyszczek w szerokim uśmiechu.
= Bardzo śmieszne - prawie się obraziłam, bo nie tekstów z reklam oczekiwałam od łaciastego.
- No to może przez te krzyżyki - Jasiek nie ustępował w szukaniu przyczyny moich skarg.
- No może przez krzyżyki - zgodziłam się potulnie, a poczucie winy napęczniało we mnie jak balon.
- No widzisz - rozjaśnił się kocio - ja nie umiem haftować, ale za to mam porządek w koszykach, a ty co?
- Ale ja to uwielbiam! - broniłam się w przekonaniu, że wobec kocich oskarżeń powinnam dobrego adwokata wynająć, bo moje argumenty coś słabe są.
- Hafciki, woreczki, wstążeczki, paczuszki...- Jasiek rozwijał temat w tempie zastraszającym i na dodatek oskarżycielsko wsadził łapę w moje robótki.

- Po co ci tego tyle? - Drążył niezmordowanie - I co się dziwisz, że na nic nie masz czasu? Jak chcesz, to ja ci to uporządkuję - i wprowadził zamiar w czyn, ciągnąc za najbliższe troczki, ledwo ukończonego woreczka...


- Ani mi się waż! - zawyłam w obronie swoich wypocin. - Nie dotykaj , bo mi pognieciesz, a to do wysłania jest! 
-  Dobra, dobra, przecież nic nie robię - Jasiek udawał , że liże własną łapkę, a woreczki ma w nosie - chciałaś, żebym pomógł, to pomagam....

- Już chyba nie chcę - zrezygnowanie w moim głosie, na myśl o jeszcze większym bałaganie, było tak wyraźne, że Jasiek, spojrzawszy na mnie z głęboką troską w niebieskich oczach, odpuścił.
- To co zrobisz?  Bo jak nie chcesz już pomocy, to ja idę spać.
- Oj tak, prześpij się koniecznie - przytaknęłam skwapliwie i pomyślałam sobie, że całkiem nieświadomie, moja kosmata kluseczka bardzo mi pomogła.
Pomiziałam Jasia w podzięce i życząc mu dobrych snów, przystąpiłam do dzieła, póki kocia mobilizacja mocy sprawczej nie straci.:)))



- Jak ma być porządek, to będzie w punktach - pomyślałam patrząc na uśpionego Jasia i zdyscyplinowana wielce, siadłam do klawiatury.

Po pierwsze: Agnes-ka TUTAJ
Jakiś czas temu udało mi się rozszyfrować zagadkę słowną w zabawie na jej blogu:))
W nagrodę dostałam prześliczne zawieszki, dostarczone do rąk własnych:))
 Herbatka z Agnieszką to czysta przyjemność, pełna cudnych pogaduszek, wesołych i pełnych inspiracji.
Dziękuję, Aga i do miłego....



 Po drugie : Jablonee  TUTAJ
Zachwyciłam się kolorową pisanką w domki, którą Edyta pokazała na swoim blogu. No i co?
Mówisz - masz.
Pisanką zostałam obdarowana i powiem Wam, że w realu jest jeszcze piękniejsza:))
Zmusiłam Edytę (a łatwo nie było!) do przyjęcia rewanżowego upominku i teraz ja mam słodkie jajo, a ona woreczki z hafcikiem:))
Dziękuję Ci bardzo, za wspaniały upominek, Edyto. uwielbiam to jajo!









Po trzecie: Umbrella  TUTAJ
Umbrellka przypomniała mi, że w moim mieście odbywa się coroczna impreza pod nazwą SCRAPOWISKO.
Mimo podziwu dla scraperek, nie udało mi się zarazić na tyle, żebym sama się za to brała, ale na imprezę pognałam, bo możliwość spotkania z Umbrellką, na skrzydłach mnie tam zaniosła:))
Było cudnie!
Umbrella to piękna, przesympatyczna kobieta, z którą gada się tak, jakbyśmy od lat to robiły z niewielkimi przerwami:)) Wspaniale spędzony czas, piękny upominek ( kapitalny notesik, przepięknie ozdobiony na zewnątrz i w środku) od zdecydowanie scrapującej Umbrelli i zakupy całkiem (na dzień dzisiejszy) niepotrzebnych rzeczy, ale z tych, co to "musisz mieć koniecznie" :)))
Ubrellko, dziękuję Ci za te przemiłe godziny:)))







Po czwarte: Cat- arzyna  TUTAJ
Kasia dostała ode mnie dodatkowy upominek z okazji rocznicowego candy, za mistrzostwo statystyczne w moim odwiedzaniu Jej bloga:))
Chciałam Ci Kasiu podziękować za nobilitację mojego bloga i piękny post w tym temacie:)))

Po piąte i dziesiąte.... Podziękowania
Dla Wszystkich Zewsząd do mnie zaglądających, za przefajne komentarze, za dołączanie do obserwatorów, za wyróżnienia, które staram się w bocznym pasku pilnie odnotowywać:)) i za wybaczanie, że nie wszystko ogarniam:)) Dziękuję!!!

I w ten sposób, dzięki kociej interwencji udało mi się zrobić remanent spraw zaległych:))
Nie zmienia to jednak faktu, że na przednówku coś pisanie słabo mi idzie, w domu rozgardiasz trwa ale za to w hafcie doskonalę się nieustająco:)) Przynajmniej tak mi się wydaje:)))))))))))