- To co jest w tym kufrze? Powiesz mi w końcu, czy nie? - Jasiek wiercił się niecierpliwie i co rusz wskakiwał na wieko.
- Oooo, Kochany, nie tak szybko...- droczyłam się z kotem, zajęta rozpakowywaniem walizki.
- Ale ja chcę zobaczyć! Może tam są myszy? No otwórz go wreszcie! - Jasiek nie ustępował i w końcu tak przeraźliwie miauknął, że w trosce o nienaruszalność błony bębenkowej moich nadwrażliwych uszu, przerwałam swoje zajęcia.
- Jasieńku, tam nie ma nic, co mogłoby cię zainteresować.
- Jest, na pewno jest - upierał się kot - tylko ty mi nie chcesz pokazać! Widziałem, jak go ustawiałaś, był bardzo ciężki - popatrzył na mnie z wyrzutem.
- Matko! Przecież mówię, że nic dla ciebie tam nie ma, nie możesz odpuścić?!
- Jasne, że mogę - foch Jaśka był rozmiarów średniej wielkości pola golfowego, a łaciasty zlazł z kufra i ulokował się przy trzecim dołku, znaczy się pod szafą... uuu, niedobrze..
- Jasiu?
Szafa milczała zawzięcie, tylko czubek ogona drgał nerwowo, zdradzając najwyższy stopień irytacji właściciela całej reszty.
Postanowiłam przeczekać i wróciłam do porządkowania rzeczy.
- Nie dosyć, że sobie gdzieś jeździ, to jeszcze jakieś tajemnice i ceregiele robi - usłyszałam po dobrym kwadransie. - Jak taki ważny ten kufer, to niech go sobie zamyka - monolog adresowany do szafy wyraźnie nabierał rozpędu. - Ja wcale nie potrzebuję tam zaglądać, wielkie mi rzeczy, kufer! Też coś! Pewnie ma w nim jakieś ciuchy, albo buty...albo te swoje przydasie...albo nie wiadomo co. A właśnie że nie wyjdę spod szafy i wcale mnie to nie obchodzi! Wcale! O jak rany! Chyba go otworzy!!!! Aaaaa!!!!
- Dobra, uparciuchu, otwieram, tylko żebyś nie był zawiedziony tym....- nie dokończyłam, bo Jasiek już był w środku.
- Eeeee, tu nic nie ma, zupełnie nic - Jasiek patrzył na mnie z niedowierzaniem - a ja myślałem....
- No co myślałeś, Niewierny koci Tomaszu? Że cię okłamuję? - Nie mogłam sobie odmówić satysfakcji - Że chowam przed tobą myszy i sznurki? No wiesz? Jak mogłeś?
- Eeee, yyyy, uhmmm - sumitował się Jasiek i jeszcze raz rozejrzał po pustym wnętrzu. - No faktycznie, przepraszam, ale wydawał się taki ciężki i pełem czegoś.... no popatrz, a on zupełnie pusty....
- No nie tak zupełnie, Jasieczku - powiedziałam ugodowo i wzięłam rozczarowanego kocia na kolana. - On rzeczywiście jest pełen...
- Znowu mnie wkręcasz...., jak coś może być pełne, skoro puste jest?
- Jasieńku - gładziłam kota pod brodą - to metafora taka ... - jak chcesz to ci opowiem...
- Mrrm - zgodził się Jasiek i przyjął wygodną pozycję do słuchania - to co tam właściwie było?...
Kiedy otworzyłam wieko kuferka, Jasiu, najpierw zapachniało ...pierogami, wiesz takimi własnej roboty z okrasą, rozszedł się ten pyszny zapach po całym pokoju i zrobiło się domowo, serdecznie i gościnnie. A zaraz potem zaszumiało drzewo, takie rozłożyste, wielkie i bezpieczny cień dające. To lipa, kocie, miododajne drzewo Jana z Czarnolasu. Zaszumiały też sosny, wybujałe i zielone, takie, które tylko na Mazowszu rosną. Zapachniały kwiaty w ogrodzie, pieczołowicie podlewane przez ich troskliwą opiekunkę, zaskrzypiało krzesło przy gościnnym stole w cieniu drzew, zaiskrzyło słońce w sierści wylegującego się na słońcu kocurka, trzasnęła furtka zwiastująca powrót domowników...
- Słuchasz mnie, Jaśku?
- Słucham, a ten kocurek fajny?
- Bardzo fajny. Piękny, ogromny i taki rudo biały jak ty.
A potem wyjęłam z kuferka plusk rzeki i lot niebieskiej ważki i ciepło rozgrzanego piasku pod stopami, i ciszę cmentarza, gdzie szelest liści powtarza teksty piosenek Miry Kubasińskiej....
Były tam też długie rozmowy i wspólne milczenie o przyjaźni, która się właśnie rodzi, ciepło splecionych dłoni i śmiech beztroski, prezenty i szalone pomysły... a na samym dnie, dopalający się papieros, stukot kół pociągu i ręka uniesiona w geście pożegnania i żal, że to już...że minęło...
- Śpisz Jasiu?
- Prawie, rozmarzyłem się... wiesz, to może zamknij ten kuferek, żeby ci ta cała metafora nie zginęła...
- Nie zginie, Jasiu, jestem pewna, ze nie zginie - bardziej pomyślałam, niż powiedziałam i delikatnie zamknęłam wieko kufra... - nie może zginąć.
Dziękuję Ci, Asieńko....